niedziela, 4 sierpnia 2013

Dziesięć tysięcy dni (Tizezer Nap) 1967 reż. Ferenc Kósa

   Przeglądając internet w poszukiwaniu węgierskich filmów z lektorem lub napisami, trafiłem przypadkiem na Dziesięć tysięcy dni Ferenca Kósa. Świetnie, pomyślałem, nie ma co szukać dalej, obejrzę i zrecenzuję ten, tym bardziej że już nieraz czytałem pochlebne opinie na jego temat. Tak też zrobiłem i prawie się wyłożyłem. Otóż okazał się na tyle złożony, że musiałem sięgnąć po literaturę pomocniczą by zrozumieć pewne wątki czy zabiegi filmowe.

   Najtrudniejszy jest początek. Ze wspomnieniami głównego bohatera Istvána Szélesa odkrywamy obraz węgierskiej wsi i życia jej mieszkańców na przestrzeni tytułowych dziesięciu tysięcy dni, poczynając od lat poprzedzając wybuch drugiej wojny światowej. Poznajemy losy dwóch przyjaciół, charyzmatycznego Fülöpa, który staje się komunistą i zachowawczego Istvána starającego się być zawsze na uboczu i z bezpiecznej odległości obserwować zachodzące zmiany. W tle przedstawione są problemy, nadzieje i radości zwykłych ludzi. Bazując na swojej skromnej wiedzy mogę stwierdzić, że reżyser postarał się o zachowanie maksymalnego obiektywizmu, nie unikając krytyki wobec niesprawiedliwych i krzywdzących poczynań władzy komunistycznej

   Film jest trudny w odbiorze, szczególnie początek. Często zmienia się miejsce akcji, a bohaterowie migają nam przed oczami, nim zdążymy się do nich przyzwyczaić. Ja miałem dodatkowo utrudnione zadanie ze względu na kiepską jakość obrazu i polskiego lektora. Tłumaczenie zagłuszało mi oryginalne dialogi i nie wiedziałem, kto akurat mówi, bo albo postać ta znajdowała się poza kadrem, albo obraz był rozmazany i nie pozwalał dostrzec osoby wypowiadającej swoją kwestię.

   Przez pierwsze pół godziny filmu parę razy cofałem się do obejrzanych już scen. Po kilku takich powtórkach wszystkie elementy wskoczyły na właściwe miejsce i całość nabrała sensu. Pomijając już jakość pliku video, która rzutuje na komfort oglądania i niełatwą formę jaką wybrał reżyser, trzeba jeszcze dysponować przynajmniej podstawową wiedzą historyczną dotyczącą przedstawionego okresu, by zrozumieć całość.

   Można odnieść wrażenie, że mamy tu przerost formy nad treścią, a część scen i dialogów jest niepotrzebna i nie ma wpływu na odbiór głównego wątku. Należy na to jednak spojrzeć inaczej. Reżyser prócz losów Fülöpa i Istvána, chciał również pokazać jak najwierniejszy (niemal dokumentalny) obraz węgierskiej wsi tamtych lat. Pozwolę tu sobie zacytować fragment wypowiedzi jego z "Filmu węgierskiego w Polsce"*:
(...) przemierzaliśmy dziesiątki miasteczek i wsi przeprowadzając wywiady z setkami chłopów, rejestrując ich wypowiedzi, twarze, gesty. Poznaliśmy wielu ludzi, którzy cichym wieczorem siedząc z nami, opowiadali historię swojego życia (...) Nasiąkaliśmy prawdą. Zbierał się w nas materiał, doświadczenia, przeżycia, które starczyłyby na 10 filmów. Jeśli zaś chodzi o estetykę - szukaliśmy jednolitości, samowyrazu społeczeństwa  ethosu wiejskiej kultury, obyczaju tradycji. Próbowaliśmy grać na wszystkich instrumentach naraz.
Film ten jest efektem wieloletniej pracy dokumentacyjnej, stając się jednocześnie kroniką historyczną tamtego okresu jak i studium etnograficznym poświęconym węgierskiej wsi w ostatnich latach przed całkowitą jej mechanizacją.

   To prawdziwe arcydzieło, do którego należy się odpowiednio przygotować, by zrozumieć i wychwycić wszystkie zawarte w nim informacje.

   Film można ściągnąć z Chomika z lektorem.





* Film węgierski w Polsce. A. Horoszczak, A. M. Rutkowski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz