środa, 31 lipca 2013

Dóra nadaje... - Sándor Radó [recenzja książki]

   Tym razem niełatwy wpis. Książkę tę zakupiłem razem z poprzednią na wyprzedaży w antykwariacie. Nie zniechęcił mnie zamieszczony na okładce opis informujący, że oto mam w rękach pamiętnik węgierskiego komunisty, wręcz przeciwnie, z zaciekawieniem wziąłem się za lekturę. Oczywiście spodziewałem się kłamstw i przemilczeń niewygodnych kwestii, ale ich faktycznych rozmiar wręcz zwalił mnie z nóg.

   Wspomnienia autora wręcz ociekają skrajnym fanatyzmem. Niczym samozwańczy propagandysta wychwala on (w tym przypadku nie pod niebiosa) wszystko co związane z ruchem robotniczym, partią i Związkiem Radzieckim w ogóle. Jest to zrozumiałe ze względu na jego poglądy, ale już wyolbrzymianie rozmiarów i znaczenia tych organizacji zakrawa na śmieszność. I tak przy bezkrytycznym podejściu do lektury można by odnieść wrażenie, że na Węgrzech i w Niemczech po I wojnie światowej byli - za wyjątkiem oczywiście tych złych: policjantów i rządu - niemal sami komuniści. Ci dzielni, żądni sprawiedliwości społecznej ludzie aż rwali się pod czerwone sztandary. Szczególnie rozbawił mnie opis Węgierskiej Republiki Rad, efemerycznego tworu państwowego, który na sto dni zagościł na ziemiach węgierskich. Ze wspomnień autora wynika, że był to wręcz raj na ziemi. Nie ma ani słowa o krwawym czerwonym terrorze, który rządzący zgotowali obywatelom, a wymordowano wtedy tysiące ludzi za samo to, że przed przewrotem służyli w armii austro-węgierskiej, byli urzędnikami czy po prostu inteligentami (zdarzało się, że zabijali za noszenie okularów, bądź zadbane - czyli niespracowane - dłonie), a zdarzało się i za nic - bo ktoś komuś kiedyś podpadł i nadarzała się okazja do zemsty. To wszystko zostało przemilczane, nie omieszkał zaś autor wznieść lamentu nad białym terrorem, który po obaleniu Béli Kuna rozpoczął admirał Horthy. Jednostki "Białej Gwardii" oskarżone zostały o morderstwa, rozboje, gwałty i wszelkie łajdactwa jakie można było jeszcze wymyślić. Prawda jest taka, że Horthy faktycznie wziął się za robienie porządków, ale ofiarami egzekucji padali głównie komuniści, którzy dopiero co sami siali śmierć i zniszczenie. Biały terror rzeczywiście wymknął się w pewnym momencie spod kontroli i pochłonął pewną ilość niewinnych ofiar, ale nie było to zamierzeniem, nowych, legalnych władz, a efektem chaosu, który nastał.

   W tym momencie miałem ochotę pierdolnąć książkę do śmieci i znaleźć sobie jakieś ciekawe zajęcie. Przemogłem się jednak i czytałem dalej.

   Opisując ZSRR w różnych okresach, Radó po raz kolejny popada w euforię. Raz jeszcze trafiamy do prawdziwego raju na Ziemi, gdzie ludzie są szczęśliwi, uczciwi i pracowici (prawdziwi homo sovieticus), a wokół panuje dobrobyt. I co z tego, że naprawdę wszędzie tam była bieda, głód (w Moskwie lat dwudziestych dochodziło do kanibalizmu) i szalał aparat terroru. Tego autor nie zauważył. W którymś momencie istotnie napomyka o pewnych "przejściowych trudnościach", ale zaraz obarcza za nie winą jakiś bliżej niezidentyfikowanych obcych - światową burżuazję. Beszta ich, obwiniając za całe zło tego świata.

   Prócz skłonności do kłamstw, wyolbrzymiania spraw nieznaczących i przemilczania niewygodnych faktów, Radó ma jeszcze jedną cechę charakteru - narcyzm, jak wszystko inne u niego - rozbuchany niczym lokomotywa. Rozumiem że to jego wspomnienia i jest ich głównych bohaterem, ale ciągłe wspominanie o swoich znajomościach przyprawia o wymioty. Można dojść do wniosku, że był on zaprzyjaźniony z połową Komitetu Centralnego w Moskwie i przywódcami wszystkich szajek komunistów w Europie. Aż dziw, że nie trafił do podręczników historii! Znajomości to jednak nie wszystko, nie uwierzylibyście jakimi osiągnięciami mógł się poszczycić, był kartografem i osiągnął na tym polu tak znaczące sukcesy, że chyba tylko z winy światowej burżuazji nie dostał nagrody Nobla (wiem, wiem, w tej dziedzinie nie przyznaje się nagród).

   Nie doczytałem do końca, po prostu nie dałem radę. Ja naprawdę chętnie przeczytałbym wspomnienia jakiegoś komunisty, ale nie fanatyka mogącego iść w szranki z najbardziej bezwstydnymi propagandystami.

   Podsumowując, Sándor Radó był kanalią. W czasie istnienia Węgierskiej Republiki Rad zdradził swój kraj wspierając morderców i bandytów. Później w okresie międzywojennym szpiegował dla Sowietów snujących agresywne plany wobec Zachodu. Te działania kontynuował w czasie wojny przyczyniając się do zwycięstwa Armii Czerwonej nad Niemcami, a tym samym zajęcia i wyniszczenia przez następne pół wieku Europy Środkowo-Wschodniej.



wtorek, 30 lipca 2013

O węgierskiej muzyce słów kilka.

   Na wstępnie zaznaczam, że nie jestem znawcą muzyki, a mój gust nie należy do wysublimowanych, ot słucham co mi w ucho wpadnie. Mimo to zamieszczam ten wpis, chcąc zwrócić uwagę potencjalnych słuchaczy na tę niszę, którą stanowi węgierska muzyka, ze szczególnym uwzględnieniem narodowego rocka, będącego chyba najciekawszym zjawiskiem w temacie.

   Zacznijmy od tego, że węgierska muzyka nie jest w Polsce znana. Wyjątek stanowią jedynie czardasz i piosenka: "Dziewczyna o perłowych włosach" (tylko dlatego że pamięta ją jeszcze starsze pokolenie). Podsumowując: jest kiepsko i choć powoli idzie ku dobremu, to jeszcze przez wiele lat wykonawcy i utwory z Węgier pozostaną nieznane szerszej publiczności, szczególnie biorąc pod uwagę zalew z zachodu.

   Ja madziarskimi zespołami interesuję się od paru lat. Zaczęło się od fascynacji narodowym rockiem (jeszcze wcześniej Węgrami w ogóle) i choć jest to mój ulubiony gatunek, staram się na nim nie poprzestawać, eksplorując ten "dziewiczy teren" i raz za razem dokonując ciekawych odkryć.

   Wspomniałem o narodowym rocku, ale zanim do niego dojdziemy chciałbym zwrócić uwagę na zespoły metalowe, które pojawiły się na Węgrzech już w latach 80', prezentując swoją twórczością całkiem wysoki poziom (przynajmniej takie jest moje zdanie). Wydaje mi się też, że zyskały tam one sobie większą popularność niż analogiczne rodzime kapele w Polsce. Zamiłowanie do tej muzyki Węgrom pozostało i zarówno w latach 90' jak i później powstawały kolejne grupy, z których wiele działa do dziś. Na koniec wpisu zarzucę paroma linkami ;)

   Węgierski narodowy rock (nemzeti rock) pojawił się na początku lat 90' dzięki upadkowi komunizmu i jego cenzury. Wielu artystów zamiast śpiewać o niczym, bądź o miłości postanowiło wpleść trochę patriotyzmu do swojej twórczości. Zaczęli więc poruszać tematykę własnej, trudnej historii i krzywd, których ich kraj doznał na przestrzeni dziejów. Największą i jedną ze świeższych jest Traktat z Trianon, na mocy którego Węgry po I wojnie światowej straciły 70% swojego terytorium, miejscami zamieszkałego wyłącznie przez Madziarów. Ta trauma była szczególnie silna przed wojną, by zostać sztucznie przygaszoną na okres komunizmu i odzyskać należne miejsce w narodowej pamięć po jego upadku.

   Narodowy rock to połączenie mocniejszych rockowych (a nawet metalowych) brzmień z folkowym klimatem. W treści utwory odnoszą się do historii (1848, Trianon, irredenta, 1956), bądź hołubią węgierską kulturę i tradycje. Można powiedzieć, że są przesiąknięte patriotyzmem na wskroś.

   Mam nadzieję, ze kogoś zainteresowałem :) Zapraszam do słuchania.


Trochę metalu:











...i narodowy rock:















   P.S. Według niepotwierdzonych informacji Polacy są drugimi po Węgrach odbiorcami tego typu muzyki. Sięgająca wielu wieków wstecz przyjaźń robi swoje :)

piątek, 26 lipca 2013

Zimne dni - Tibor Cseres [recenzja książki]

   Tak jak obiecałem, zaczynamy zmiany na blogu :)

   Rzadko wpadają mi w ręce węgierskie książki. Jeśli już się tak stanie to mają one na ogół ponad trzydzieści lat. Tak było i tym razem, gdy odwiedziłem antykwariat na wyprzedaży trafiła mi się powieść Tibora Cseresa - Zimne dni. Na Węgrzech została ona wydana w 1964 roku, a pierwsze polskie wydanie pojawiło się w 1968. Znalazłem ją przypadkiem, gdy wśród sterty rzuciła mi się w oczy charakterystyczna okładka Kolekcji Literatury Węgierskiej, serii która ukazywała się Polsce Ludowej.

   Książka jest próbą rozliczenia się z tragicznym epizodem węgierskiej historii jakim jest masakra ludności serbskiej i żydowskiej, której dokonały węgierskie wojska i żandarmeria w styczniu 1942 roku w Nowym Sadzie i okolicach. Przebieg tych zdarzeń jest opowiedziany przez czterech ich uczestników, wojskowych osadzonych w jednej celi, którzy wspomnieniami wracają do tamtych dni. Ich świadectwa uzupełniają się na wzajem i ukazują sprawę z różnych perspektyw - zarówno z punktu widzenia oficerów jak i zwykłych szeregowych. Autor stara się przedstawić mechanizmy ludobójstwa i indywidualnej, bądź zbiorowej odpowiedzialności, a także poczucia winy oprawców. Musze przyznać, że to znakomite studium psychologiczne zbrodniarzy, albo jak to się mówi w takich sytuacjach - "ludzi którzy wykonywali tylko rozkazy".

   Styl pisania nie porywa, może to wina tłumaczenia, nie wiem. Fabuła momentami jest przedstawiona w sposób dość nudny i chaotyczny (zabieg zdaje się celowy, lecz nieudolnie przeprowadzony). Z upływem stron dałem jednak radę się wciągnąć. Na pocieszenie dodam, że na końcu wszystkie elementy układanki wpadają na właściwe miejsca, tworząc przejrzysty obraz całości.

   Nie żałuję, że przeczytałem te książkę. Poznałem historię tej tragicznej karty węgierskiej historii, w sposób o wiele bardziej obrazowy niż suche fakty, które zapewnić mogą podręczniki czy encyklopedie. Powieść zmusiła mnie też do zastanowienia się jaką odpowiedzialność za zbrodnie ponosi szeregowy żołnierz czy oficer, który jedynie wykonuje rozkazy i jaki wpływ ma to na ich psychikę i dalsze funkcjonowanie.

   Polecam osobom zainteresowanym tematem. Nie jest to lektura pod poduszkę.



czwartek, 25 lipca 2013

Zmiany.

   Początkowo założyłem, że będzie to blog poświęcony węgierskiej kinematografii, jednak z braku czasu i możliwości zapoznawania się z ich dorobkiem w tej dziedzinie, a przy jednoczesnej niechęci do zamykania tego projektu, postanowiłem rozszerzyć nieco spektrum zagadnień. Począwszy od następnego wpisu, będziecie tu mogli Drodzy Czytelnicy zapoznać się z węgierską literaturą i muzyką. Dodatkowo planuję sporadycznie umieszczać teksty poświęcone innym zagadnieniom związanym z krajem bratanków, będzie między innymi o o moich zmaganiach z nauką języka, kuchennych eksperymentach z papryką w roli głównej i wiele, wiele więcej. Co jeszcze powiedzieć? Zapraszam.