Bez znajomości języka wegierskiego za dużo ichniejszych filmów się nie poogląda, więc nie ma co wybrzydzać i trzeba brać co jest, np. Ucieczkę. Kiedyś już ten film oglądałem, zaciekawił mnie, ale nie zachwycił. I tym razem nie spodziewałem się za wiele dobrego, ale liczyłem, że uda mi się wyłapać ciut więcej smaczków niż parę lat temu.
Na plus w tym filmie policzyć trzeba, że ktoś wziął się w ogóle za tematykę zbrodni stalinowskich na Węgrzech (w sumie to można podciągnąć nawet pod cały system). Bezkarność ubecji, rewolucja która zjada nawet własne dzieci, nieludzko ciężkie życie w obozie pracy, okrucieństwo strażników, mamy tutaj to wszystko, bez słodzenia, bez popadania w górnolotne tony, po prostu na surowo z całym ładunkiem cierpienia i krzywd.
To tyle dobrego o filmie, właściwie o jego pierwszych dwudziestu (?) minutach. To co gorsze niestety zaczyna się i wcześniej: sztuczne dialogi powodujace odparzenia uszu i drewniane aktorstwo, a to tylko początek. Do tego dochodzi całkowity spadek napięcia. Wyobraźcie sobie, że bierzecie udział w ucieczce więźniów z obozu, jest strach, adrenalina, ryzyko, a emocje ledwo trzymane na postronkach. Tutaj mamy tylko nudę. I co tam, że bohaterowie uciekają przed ubekami stawiając na szali swoje życie, co tam, że być może wśród nich jest kapuś, niestety twórcy przedstawili to w taki sposób, że mamy nużący spacer, ewentualnie ganianinę paru facetów po lesie i okolicznych wsiach.
Cóż filmów o podobnej tematyce powstało wcześniej mnóstwo, wystarczyło podpatrzyć jak to się robi. A w sumie mógłbym być łaskawszy dla tego filmu, ale nie chcę, bo twórcy wzięli się za naprawdę ciekawą, ważną i troche zapomnianą historię. Szkoda że to schrzanili, bo tym samym stracili wielu widzów, którym warto by przekazać wiedzę o tych wydarzeniach. I nie jest tu winą brak budżetu, bo statystów, scenografii czy rekwizytów nie brakło, a nawet gdyby, to w tego typu filmach ważne jest coś innego niż ozdóbki.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą komunizm. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą komunizm. Pokaż wszystkie posty
środa, 20 maja 2015
sobota, 1 listopada 2014
Dwadzieścia godzin (Húsz óra) 1965 reż. Zoltán Fábri
Dwadzieścia godzin to historia młodego dziennikarza, który przyjeżdża do pewnej wsi, by zbadać sprawę morderstwa, którego tam dokonano przed paru laty. Po kolei rozmawia ze świadkami i uczestnikami tamtych zdarzeń. Wśród nich spotyka chłopów, partyjniaków, milicjantów, syna kułaka, lekarza, hrabiego i właściciela spółdzielni. Przy okazji poznawania relacji każdego z nich poznajemy też światopoglądy poszczególnych grup społecznych ówczesnych Węgier, a także skomplikowaną historię tego kraju. Tak w skrócie: przed wojną chłopi żyli w nędzy pracując na właściciela folwarku, po wojnie podzielili jego ziemie między siebie, by wkrótce władza ludowa im ją zabrała zmuszając do przyłączenia się do kołchozu. Mamy więc tu obraz fascynacji i nadziei związanych z nowym systemem, które szybko pryskają. Reżyser dość obiektywnie starał się rozliczać minione czasy.
Film niestety nie jest łatwy w odbiorze, po pierwsze wymaga od nas znajomości realiów tamtej epoki i miejsca, a po drugie zostajemy od razu rzuceni na głęboką wodę poznając wspomnienia mieszkańców wsi, ale nie wiedząc jakiej sprawy się tyczą. Odwrócona chronologia i liczne retrospekcje są bardzo męczące, trudno się połapać w sensie tego wszystkiego. Owszem układa się to powolutku i łączy ze sobą nadając całości sens, ale wymaga też od nas sporo uwagi. To chyba naleciałości z francuskiej Nowej Fali.
Dwadzieścia godzin to odważna krytyka czasów stalinowskich (oczywiście jak na 1965 rok), a przy tym w miarę obiektywne ukazanie późniejszych czasów. Nie mamy tu propagandowego obrazu socjalistycznych Węgier, co i rusz w słowach mieszkańców słyszymy krytykę systemu, obiektywnie uzupełnianą dla kontrastu pochwałami. Bo i jasne, chłopi otrzymują darmową opiekę medyczną i edukację dla dzieci, ale prócz tego zaczynają konfiskaty i wydział żywności, a także szykany pod adresem niechętnych nowemu porządkowi.
Ten film to też świetny portret psychologiczny pewnej społeczności. Ludzie we wsi w gruncie rzeczy są dobrzy, ale każdy ma na sumieniu jakieś drobne grzeszki. Na przykładzie głównych bohaterów zamieszanych w sprawę sprzed lat widzimy, że nawet dawni przyjaciele w ciężkich czasach mogli stanąć przeciwko sobie, a władza potrafiła w nienadających się do jej sprawowania osobach wywołać najgorsze instynkty. Poznajemy też mentalność ludzi tamtego okresu, jedni są otwarci na nowinki techniczne i idą z duchem czasu, podczas gdy inni woleliby by czas się zatrzymał, gdyż nie potrafią się przystosować.
I tak po prawdzie samo rozwiązanie zagadki nie ma znaczenia, ważna jest tylko podróż w przeszłość, którą odbywamy razem z dziennikarzem poznając jedną historię, lecz z różnych perspektyw. Tak jak w Dziesięciu tysiącach dni, możemy zobaczyć kawałek świata, którego już nie ma.
Etykiety:
1965,
Dwadzieścia godzin,
film węgierski,
Húsz óra,
kołchozy,
komunizm,
morderstwo,
okres stalinowski,
recenzja,
rewolucja 1956,
śledztwo,
wieś,
Zoltán Fábri
wtorek, 5 listopada 2013
Miłość (Szerelem) 1971 reż. Károly Makk
Na początku zirytował mnie nietypowy montaż. Z głównej bohaterki kamera przeskakiwała na chwilę na zbliżenia wyposażenia pokoju, ale i nie tylko. Ta seria migawek nie miała dla mnie sensu i uznałem, że twórca chciał sobie poeksperymentować. Z biegiem czasu zabieg ten okazał się celowy, w ten pomysłowy sposób twórcy uzupełniali narrację, przekazując widzowi dodatkowe, początkowo okryte tajemnicą fakty.
Film opowiada historię młodej kobiety Luci, której mąż trafił do więzienia z 10 letnim wyrokiem (polityczny). W tym czasie opiekuje się ona jego starą i schorowaną matką, wmawiając jej, że syn wyjechał robić karierę w Hollywood. Aby zapewnić teściowej odpowiedni komfort życia i uwierzytelnić kłamstwa, wyprzedaje swój dobytek.
Uzupełnieniem treści filmu są zdjęcia: ponure krajobrazy, zniszczonych ulic i domów, a także zła pogoda utrzymująca się przez cały czas.
Film opowiada historię młodej kobiety Luci, której mąż trafił do więzienia z 10 letnim wyrokiem (polityczny). W tym czasie opiekuje się ona jego starą i schorowaną matką, wmawiając jej, że syn wyjechał robić karierę w Hollywood. Aby zapewnić teściowej odpowiedni komfort życia i uwierzytelnić kłamstwa, wyprzedaje swój dobytek.
Relacja między kobietami zainteresowała mnie już od samego początku. Staruszka jest bardzo zrzędliwa co denerwuje synową, która odpowiada jej w zjadliwy sposób, by po chwili znów być życzliwą i pobłażliwą dla niej. Widać że kobiety łączy wyjątkowa więź, szczególnie zaangażowana jest Luca, która pomimo swojej ciężkiej sytuacji robi wszystko, by starszej pani niczego nie brakło. Powodowane jest to miłością i oddaniem do męża, ale i do samej teściowej.
To bardzo złożone postacie i z tym większą przyjemnością obserwuje się ich relacje. Nawet do tych irytujących migawek można się przyzwyczaić, bo zawierają wiele wskazówek i objaśnień fabuły, uzupełniając to co mówią (lub czego nie mówią) kobiety. Staruszka zdaje się zdawać sobie sprawę, że synowa ją okłamuje, ale nie mówi tego wprost. Zresztą jako inteligentna i oczytana kobieta, nie mogłaby "kupić" wszystkich bzdur, które Luca wypisuje w spreparowanych listach od syna.
To bardzo złożone postacie i z tym większą przyjemnością obserwuje się ich relacje. Nawet do tych irytujących migawek można się przyzwyczaić, bo zawierają wiele wskazówek i objaśnień fabuły, uzupełniając to co mówią (lub czego nie mówią) kobiety. Staruszka zdaje się zdawać sobie sprawę, że synowa ją okłamuje, ale nie mówi tego wprost. Zresztą jako inteligentna i oczytana kobieta, nie mogłaby "kupić" wszystkich bzdur, które Luca wypisuje w spreparowanych listach od syna.
Urzeka wielkie poświęcenie Luci. Na starszą panią jednak trudno się gniewać za jej zrzędliwą postawę, widać że kocha ona synową, a i jej wiek oraz wychowanie usprawiedliwiają zachowanie. Co ciekawe, Luca przy całej tej ciężkiej sytuacji nie traci poczucia humoru i pozostaje dowcipna. Pokazuje to jej hart ducha i chociaż co jakiś czas załamuje się to zaraz się podnosi i dalej działa.
Uzupełnieniem treści filmu są zdjęcia: ponure krajobrazy, zniszczonych ulic i domów, a także zła pogoda utrzymująca się przez cały czas.
Poruszający jest obraz Jánosa przemierzającego Budapeszt po wyjściu z więzienia. Widać że wszystko jest dla niego zupełnym zaskoczeniem, zdezorientowany porusza się po mieście tak jakby był w nim pierwszy raz. Najtrudniejszym okazuje się spotkanie z żoną i wiadomość o śmierci matki. Mimo to film kończy się happy endem, bo chociaż bohaterowie stracili niemal wszystko (mieszkanie, majątek, matkę, zdrowie i czas) to widzą przed sobą perspektywę dalszego życia, a ich miłość triumfuje.
Etykiety:
1971,
Budapeszt,
dramat,
film,
Filmy.,
Károly Makk,
komunizm,
Luca,
miłość,
psychologiczny,
recenzja,
szerelem,
węgierski,
więzień polityczny,
WRL
niedziela, 22 września 2013
Papryka, sex i rock’n’roll (Made in Hungária) 2009 reż. Gergely Fonyó
Z filmem tym wiązałem spore nadzieje. Już sam pomysł zdawał się wnosić sporo świeżości, bo oto i musical z rozmachem. Tego jeszcze nie grali! I chociaż nie lubię tego gatunku, w końcu się przemogłem. Czego to się nie robi dla nauki...
Fabuła jest z pozoru prosta. Rodzina Fenyö wraca na Węgry w połowie lat 60'. Nastoletni Miklós przywozi ze sobą amerykańskie ubrania, płyty i styl bycia. Nie budzi to zachwytu lokalnych władz, za to czyni bożyszczem wśród rówieśników. W nowym środowisku sposobem na przeżycie staje się dla niego rock'n'roll.
Tak to wygląda. Ze względu na moją niechęć do wszelkich filmowych pląsów i śpiewów, na obiektywizm musiałem się wysilić, tym bardziej tutaj, gdzie zjawiska te przybrały skalę masową.
Skupmy się na zaletach (film zrobiony jest w specyficzny sposób, więc ciężko mi go oceniać, a nie chciałbym wydawać negatywnej opinii spowodowanej jedynie moją wewnętrzną niechęcią). Świetne zdjęcia (podobnie jak przy Wolność i miłość), operator Sándor Csukás powinien dostać za nie jakąś nagrodę. Pierwsza scena z samolotem jest urzekająca i taka hollywódzka wręcz. Zadbano o odwzorowanie realiów epoki: stare samochody, ubrania, budynki, szyldy, ludzka mentalność na miarę buraka cukrowego. Wszystko jest jak należy - nie jedna polska produkcja historyczna, nie może się równać z tym musicalem.
Dalej, obsada. Myślę że nie łatwo jest śpiewać, tańczyć, wygłupiać się, od czasu do czasu przybrać poważną minę, i tak w kółko. A jednak się udało. Gra aktorska według mnie wypadła całkiem przekonująco i naturalnie. Wszystko jest podkolorowane i pokazane na wesoło. Twórcy trzymają się tej konwencji przez prawie cały film. Dopiero przy końcu zaczyna się robić poważnie, co wprowadza trochę zamętu, gdy już przyzwyczailiśmy się do nieustannego pajacowania bohaterów.
Postacie są przejaskrawione. Partyjniak, tajniak, milicjanci - wyglądają jak żywcem wzięci z dowcipów. Nadaje to pewien klimat i pasuje do obrazu całości (chociaż pod koniec, przesłuchanie na komisariacie wypada dość realistycznie i brutalnie). Momentami jest naprawdę zabawnie i można się pośmiać z osób i sytuacji. Młodzież również wprasowuje się w pewien schemat, mamy popularnego kolesia, badassa, dziewczyny imprezowe, dziewczyny ułożone i z zasadami, frajerów, itd. To daje nam ciekawy przekrój osobowości, które mieszają się w sposób wybuchowy.
Fabuła prowadzona jest w ciekawy sposób, co jakiś czas zaskakuje - twórcy nie odkrywają od razu wszystkich kart. Nudzić się w każdym razie nie można. To świetna pozycja dla miłośników gatunku i powód do chwały dla węgierskiej kinematografii - Amerykanie nie mają monopolu na tego typu filmy.
Fabuła jest z pozoru prosta. Rodzina Fenyö wraca na Węgry w połowie lat 60'. Nastoletni Miklós przywozi ze sobą amerykańskie ubrania, płyty i styl bycia. Nie budzi to zachwytu lokalnych władz, za to czyni bożyszczem wśród rówieśników. W nowym środowisku sposobem na przeżycie staje się dla niego rock'n'roll.
Tak to wygląda. Ze względu na moją niechęć do wszelkich filmowych pląsów i śpiewów, na obiektywizm musiałem się wysilić, tym bardziej tutaj, gdzie zjawiska te przybrały skalę masową.
Skupmy się na zaletach (film zrobiony jest w specyficzny sposób, więc ciężko mi go oceniać, a nie chciałbym wydawać negatywnej opinii spowodowanej jedynie moją wewnętrzną niechęcią). Świetne zdjęcia (podobnie jak przy Wolność i miłość), operator Sándor Csukás powinien dostać za nie jakąś nagrodę. Pierwsza scena z samolotem jest urzekająca i taka hollywódzka wręcz. Zadbano o odwzorowanie realiów epoki: stare samochody, ubrania, budynki, szyldy, ludzka mentalność na miarę buraka cukrowego. Wszystko jest jak należy - nie jedna polska produkcja historyczna, nie może się równać z tym musicalem.
Dalej, obsada. Myślę że nie łatwo jest śpiewać, tańczyć, wygłupiać się, od czasu do czasu przybrać poważną minę, i tak w kółko. A jednak się udało. Gra aktorska według mnie wypadła całkiem przekonująco i naturalnie. Wszystko jest podkolorowane i pokazane na wesoło. Twórcy trzymają się tej konwencji przez prawie cały film. Dopiero przy końcu zaczyna się robić poważnie, co wprowadza trochę zamętu, gdy już przyzwyczailiśmy się do nieustannego pajacowania bohaterów.
Postacie są przejaskrawione. Partyjniak, tajniak, milicjanci - wyglądają jak żywcem wzięci z dowcipów. Nadaje to pewien klimat i pasuje do obrazu całości (chociaż pod koniec, przesłuchanie na komisariacie wypada dość realistycznie i brutalnie). Momentami jest naprawdę zabawnie i można się pośmiać z osób i sytuacji. Młodzież również wprasowuje się w pewien schemat, mamy popularnego kolesia, badassa, dziewczyny imprezowe, dziewczyny ułożone i z zasadami, frajerów, itd. To daje nam ciekawy przekrój osobowości, które mieszają się w sposób wybuchowy.
Fabuła prowadzona jest w ciekawy sposób, co jakiś czas zaskakuje - twórcy nie odkrywają od razu wszystkich kart. Nudzić się w każdym razie nie można. To świetna pozycja dla miłośników gatunku i powód do chwały dla węgierskiej kinematografii - Amerykanie nie mają monopolu na tego typu filmy.
Etykiety:
fenyo,
Fenyö,
film,
Filmy.,
fonyo,
Gergely Fonyó,
hungaria,
Kimmel,
Kiss,
komedia,
komunizm,
made in,
musical,
Muzyka.,
rock'n;roll,
taniec,
węgierski
wtorek, 17 września 2013
Język na wygnaniu - Imre Kertész [recenzja książki]
To zbiór esejów, listów i zapisów z wykładów. Łączą je przemyślenia autora na temat emigracji, tożsamości, Holocaustu i totalitarnych dyktatur rządzących jeszcze nie tak dawno Europą. To całkiem ciekawe połączenie, a wątki te przeplatają się w wzajemnie w zamieszczonych tekstach.
Największy nacisk, Kertész swoim zwyczajem kładzie na Holocaust. Stawia ciekawą tezę, iż Holocaust nie miał nic wspólnego z antysemityzmem, dopatrując się czynnika sprawczego w upadku cywilizacji. Szuka tego przyczyn, zastanawiając się czy wpłynęło to na zmianę ludzkiej natury, czy może ta zmiana nastąpiła wcześniej i skutkiem tego doszło do tej tragedii. W osobnych rozważaniach próbuje nakreślić obraz Europy i świata po Auschwitz, a także jego wpływ na literaturę.
Całkiem słusznie stwierdza, że obozy koncentracyjne znane są współczesnym ludziom z książek i filmów, które przedstawiają to w różny sposób. Po wojnie temat był przemilczany w bloku wschodnim (ze względu na podobieństwo do Gułagu), by po 89 roku stać się towarem medialnym. To zjawisko sprawia, że nikt nie stara się zastanowić głębiej nad tematem i spróbować wczuć w sytuację ofiar. Przechodzimy nad tym do porządku dziennego. Podobnie jak nad tymi, którzy przeżyli.
I tak, obraz niemieckich obozów koncentracyjnych już się wykrystalizował w zbiorowej świadomości, a przynajmniej przybrał pewne ogólne wyobrażenie, różniące się szczegółami w zależności od książki czy filmu, który go podejmuje. Na obraz Gułagu zaś, trzeba jeszcze poczekać (tak autor pisał ponad dwadzieścia lat temu, ale myślę, że słowa te są nadal aktualne).
Sporo miejsca poświęca jest socjalizmowi, życiu w nim i piętnie jakie wywarł na wszystkich obywatelach. Kertész pisze głównie na własnym przykładzie, ale i my, Polacy którzy mamy podobne doświadczenia historyczne, możemy się identyfikować z tymi poglądami.
Zwraca szczególną uwagę na inteligencję i te jednostki spośród niej, które pomagały budować totalitarny ustrój (a część z tych osób lata później pomagała go burzyć). Zastanawia się nad spolegliwością wobec władzy, postawami opozycyjnymi, a także tymi poszukującymi kompromisu.
Wiele pisze o swojej tożsamości. Nie czuje się Węgrem, gdyż jest Żydem i doznał wielu krzywd ze strony swojej ojczyzny (państwo węgierskie szykanowało go latami i w końcu wysłało jako młodzieńca na śmierć), jednocześnie nie jest religijny, nie zna hebrajskiego i ma nikłe pojęcie na temat kultury i obyczajów żydowskich. Tym samym swojego miejsca nie upatruje w żadnym konkretnym kraju, ani wśród żadnego narodu, stawiając siebie "obok".
Podsumowując. To naprawdę świetna książka skłaniająca do wielu przemyśleń. Można się z autorem zgadzać lub nie, ale nie da się pozostać obojętnym na jego słowa. Napisana w sposób niezwykle wciągający i lekki, mimo niełatwych tematów. I chociaż teksty pochodzą sprzed 10-20 lat, to nadal nie straciły na aktualności.
Największy nacisk, Kertész swoim zwyczajem kładzie na Holocaust. Stawia ciekawą tezę, iż Holocaust nie miał nic wspólnego z antysemityzmem, dopatrując się czynnika sprawczego w upadku cywilizacji. Szuka tego przyczyn, zastanawiając się czy wpłynęło to na zmianę ludzkiej natury, czy może ta zmiana nastąpiła wcześniej i skutkiem tego doszło do tej tragedii. W osobnych rozważaniach próbuje nakreślić obraz Europy i świata po Auschwitz, a także jego wpływ na literaturę.
Całkiem słusznie stwierdza, że obozy koncentracyjne znane są współczesnym ludziom z książek i filmów, które przedstawiają to w różny sposób. Po wojnie temat był przemilczany w bloku wschodnim (ze względu na podobieństwo do Gułagu), by po 89 roku stać się towarem medialnym. To zjawisko sprawia, że nikt nie stara się zastanowić głębiej nad tematem i spróbować wczuć w sytuację ofiar. Przechodzimy nad tym do porządku dziennego. Podobnie jak nad tymi, którzy przeżyli.
I tak, obraz niemieckich obozów koncentracyjnych już się wykrystalizował w zbiorowej świadomości, a przynajmniej przybrał pewne ogólne wyobrażenie, różniące się szczegółami w zależności od książki czy filmu, który go podejmuje. Na obraz Gułagu zaś, trzeba jeszcze poczekać (tak autor pisał ponad dwadzieścia lat temu, ale myślę, że słowa te są nadal aktualne).
Sporo miejsca poświęca jest socjalizmowi, życiu w nim i piętnie jakie wywarł na wszystkich obywatelach. Kertész pisze głównie na własnym przykładzie, ale i my, Polacy którzy mamy podobne doświadczenia historyczne, możemy się identyfikować z tymi poglądami.
Zwraca szczególną uwagę na inteligencję i te jednostki spośród niej, które pomagały budować totalitarny ustrój (a część z tych osób lata później pomagała go burzyć). Zastanawia się nad spolegliwością wobec władzy, postawami opozycyjnymi, a także tymi poszukującymi kompromisu.
Wiele pisze o swojej tożsamości. Nie czuje się Węgrem, gdyż jest Żydem i doznał wielu krzywd ze strony swojej ojczyzny (państwo węgierskie szykanowało go latami i w końcu wysłało jako młodzieńca na śmierć), jednocześnie nie jest religijny, nie zna hebrajskiego i ma nikłe pojęcie na temat kultury i obyczajów żydowskich. Tym samym swojego miejsca nie upatruje w żadnym konkretnym kraju, ani wśród żadnego narodu, stawiając siebie "obok".
Podsumowując. To naprawdę świetna książka skłaniająca do wielu przemyśleń. Można się z autorem zgadzać lub nie, ale nie da się pozostać obojętnym na jego słowa. Napisana w sposób niezwykle wciągający i lekki, mimo niełatwych tematów. I chociaż teksty pochodzą sprzed 10-20 lat, to nadal nie straciły na aktualności.
Etykiety:
Auschwitz,
emigracja,
eseje,
Gułag,
holocaust,
Imre Kertész,
język na wygnaniu,
kertesz,
komunizm,
Książki.,
listy,
mowy,
nazizm,
totalitaryzm,
węgierska,
węgierski,
Żyd,
Żydzi
niedziela, 1 września 2013
Literatura poświęcona węgierskiej kinematografii.
Chciałbym Wam przedstawić i zwięźle opisać trzy książki, po które sięgam najczęściej szukając informacji na temat węgierskich filmów.
1. Historia filmu węgierskiego István Nemeskürty
Książka daje całkiem dobry obraz historii filmu na Węgrzech od końca XIX wieku po lata 70' wieku XX. Niestety autor jest dość stronniczy i wyraźnie faworyzuje filmy powstałe w okresie komunistycznym (Węgierska Republika Rad 1919 i WRL po drugiej wojnie światowej) jednocześnie deprecjonując produkcje okresu międzywojennego w sposób pozornie obiektywny i merytoryczny, lecz z okazywaną przy tym wrogością do prawicowych władz i "burżuazyjnej" tematyki filmów. To pozostawia trochę niesmak i stawia wartość książki pod znakiem zapytania. Czy autor pisał to z przekonania? A może był zmuszony działać pod cenzurę?
Zalecam podchodzić do tej pozycji ostrożnie i sceptycznie.
2. Film węgierski w Polsce A. Horoszczak, A. M. Rutkowski
To chyba moja ulubiona książka. Zawiera opisy i komentarze do najważniejszych filmów węgierskich lat 60' i 70'. Pozycja bardzo przydatna dla każdego miłośnika filmu węgierskiego.
3. Złota Era kina węgierskiego pod redakcją Roberta Kardzisa i Jana Topolskiego
To zbiór esejów poświęconych węgierskim filmom lat 60' i 70'. Dają one dużo świeższe spojrzenie, niż wyżej wymienione książki, jednocześnie nieco bardziej ogólne. Polecam jako literaturę dodatkową i uzupełniającą do Filmu węgierskiego w Polsce.
W swojej bibliotece mam jeszcze kupioną w czasie urlopu na Węgrzech książkę 303 węgierskie filmy, które powinieneś zobaczyć zanim umrzesz (303 magyar film, amit látnod kell, mielőtt meghalsz) Bori Erzsébet, Turcsányi Sándor. Mój węgierski nie pozwala jeszcze przeczytać tej książki, lecz przypomina ona w formie Film węgierski w Polsce, będąc zbiorem opisów i komentarzy do poszczególnych filmów - tutaj wybranych z całej węgierskiej kinematografii od 1916 po 2005 rok.
1. Historia filmu węgierskiego István Nemeskürty
Książka daje całkiem dobry obraz historii filmu na Węgrzech od końca XIX wieku po lata 70' wieku XX. Niestety autor jest dość stronniczy i wyraźnie faworyzuje filmy powstałe w okresie komunistycznym (Węgierska Republika Rad 1919 i WRL po drugiej wojnie światowej) jednocześnie deprecjonując produkcje okresu międzywojennego w sposób pozornie obiektywny i merytoryczny, lecz z okazywaną przy tym wrogością do prawicowych władz i "burżuazyjnej" tematyki filmów. To pozostawia trochę niesmak i stawia wartość książki pod znakiem zapytania. Czy autor pisał to z przekonania? A może był zmuszony działać pod cenzurę?
Zalecam podchodzić do tej pozycji ostrożnie i sceptycznie.
2. Film węgierski w Polsce A. Horoszczak, A. M. Rutkowski
To chyba moja ulubiona książka. Zawiera opisy i komentarze do najważniejszych filmów węgierskich lat 60' i 70'. Pozycja bardzo przydatna dla każdego miłośnika filmu węgierskiego.
3. Złota Era kina węgierskiego pod redakcją Roberta Kardzisa i Jana Topolskiego
To zbiór esejów poświęconych węgierskim filmom lat 60' i 70'. Dają one dużo świeższe spojrzenie, niż wyżej wymienione książki, jednocześnie nieco bardziej ogólne. Polecam jako literaturę dodatkową i uzupełniającą do Filmu węgierskiego w Polsce.
W swojej bibliotece mam jeszcze kupioną w czasie urlopu na Węgrzech książkę 303 węgierskie filmy, które powinieneś zobaczyć zanim umrzesz (303 magyar film, amit látnod kell, mielőtt meghalsz) Bori Erzsébet, Turcsányi Sándor. Mój węgierski nie pozwala jeszcze przeczytać tej książki, lecz przypomina ona w formie Film węgierski w Polsce, będąc zbiorem opisów i komentarzy do poszczególnych filmów - tutaj wybranych z całej węgierskiej kinematografii od 1916 po 2005 rok.
Etykiety:
film,
historia,
Horoszczak,
Jancsó,
kinematografia,
komunizm,
Kósa,
książki,
Książki.,
literatura,
Mészáros,
Nemeskurty,
Nemeskürty,
PRL,
Szabó,
węgierska,
węgierski,
WRL
niedziela, 4 sierpnia 2013
Dziesięć tysięcy dni (Tizezer Nap) 1967 reż. Ferenc Kósa
Przeglądając internet w poszukiwaniu węgierskich filmów z lektorem lub napisami, trafiłem przypadkiem na Dziesięć tysięcy dni Ferenca Kósa. Świetnie, pomyślałem, nie ma co szukać dalej, obejrzę i zrecenzuję ten, tym bardziej że już nieraz czytałem pochlebne opinie na jego temat. Tak też zrobiłem i prawie się wyłożyłem. Otóż okazał się na tyle złożony, że musiałem sięgnąć po literaturę pomocniczą by zrozumieć pewne wątki czy zabiegi filmowe.
Najtrudniejszy jest początek. Ze wspomnieniami głównego bohatera Istvána Szélesa odkrywamy obraz węgierskiej wsi i życia jej mieszkańców na przestrzeni tytułowych dziesięciu tysięcy dni, poczynając od lat poprzedzając wybuch drugiej wojny światowej. Poznajemy losy dwóch przyjaciół, charyzmatycznego Fülöpa, który staje się komunistą i zachowawczego Istvána starającego się być zawsze na uboczu i z bezpiecznej odległości obserwować zachodzące zmiany. W tle przedstawione są problemy, nadzieje i radości zwykłych ludzi. Bazując na swojej skromnej wiedzy mogę stwierdzić, że reżyser postarał się o zachowanie maksymalnego obiektywizmu, nie unikając krytyki wobec niesprawiedliwych i krzywdzących poczynań władzy komunistycznej
Film jest trudny w odbiorze, szczególnie początek. Często zmienia się miejsce akcji, a bohaterowie migają nam przed oczami, nim zdążymy się do nich przyzwyczaić. Ja miałem dodatkowo utrudnione zadanie ze względu na kiepską jakość obrazu i polskiego lektora. Tłumaczenie zagłuszało mi oryginalne dialogi i nie wiedziałem, kto akurat mówi, bo albo postać ta znajdowała się poza kadrem, albo obraz był rozmazany i nie pozwalał dostrzec osoby wypowiadającej swoją kwestię.
Przez pierwsze pół godziny filmu parę razy cofałem się do obejrzanych już scen. Po kilku takich powtórkach wszystkie elementy wskoczyły na właściwe miejsce i całość nabrała sensu. Pomijając już jakość pliku video, która rzutuje na komfort oglądania i niełatwą formę jaką wybrał reżyser, trzeba jeszcze dysponować przynajmniej podstawową wiedzą historyczną dotyczącą przedstawionego okresu, by zrozumieć całość.
Można odnieść wrażenie, że mamy tu przerost formy nad treścią, a część scen i dialogów jest niepotrzebna i nie ma wpływu na odbiór głównego wątku. Należy na to jednak spojrzeć inaczej. Reżyser prócz losów Fülöpa i Istvána, chciał również pokazać jak najwierniejszy (niemal dokumentalny) obraz węgierskiej wsi tamtych lat. Pozwolę tu sobie zacytować fragment wypowiedzi jego z "Filmu węgierskiego w Polsce"*:
(...) przemierzaliśmy dziesiątki miasteczek i wsi przeprowadzając wywiady z setkami chłopów, rejestrując ich wypowiedzi, twarze, gesty. Poznaliśmy wielu ludzi, którzy cichym wieczorem siedząc z nami, opowiadali historię swojego życia (...) Nasiąkaliśmy prawdą. Zbierał się w nas materiał, doświadczenia, przeżycia, które starczyłyby na 10 filmów. Jeśli zaś chodzi o estetykę - szukaliśmy jednolitości, samowyrazu społeczeństwa ethosu wiejskiej kultury, obyczaju tradycji. Próbowaliśmy grać na wszystkich instrumentach naraz.
Film ten jest efektem wieloletniej pracy dokumentacyjnej, stając się jednocześnie kroniką historyczną tamtego okresu jak i studium etnograficznym poświęconym węgierskiej wsi w ostatnich latach przed całkowitą jej mechanizacją.
To prawdziwe arcydzieło, do którego należy się odpowiednio przygotować, by zrozumieć i wychwycić wszystkie zawarte w nim informacje.
* Film węgierski w Polsce. A. Horoszczak, A. M. Rutkowski.
Najtrudniejszy jest początek. Ze wspomnieniami głównego bohatera Istvána Szélesa odkrywamy obraz węgierskiej wsi i życia jej mieszkańców na przestrzeni tytułowych dziesięciu tysięcy dni, poczynając od lat poprzedzając wybuch drugiej wojny światowej. Poznajemy losy dwóch przyjaciół, charyzmatycznego Fülöpa, który staje się komunistą i zachowawczego Istvána starającego się być zawsze na uboczu i z bezpiecznej odległości obserwować zachodzące zmiany. W tle przedstawione są problemy, nadzieje i radości zwykłych ludzi. Bazując na swojej skromnej wiedzy mogę stwierdzić, że reżyser postarał się o zachowanie maksymalnego obiektywizmu, nie unikając krytyki wobec niesprawiedliwych i krzywdzących poczynań władzy komunistycznej
Film jest trudny w odbiorze, szczególnie początek. Często zmienia się miejsce akcji, a bohaterowie migają nam przed oczami, nim zdążymy się do nich przyzwyczaić. Ja miałem dodatkowo utrudnione zadanie ze względu na kiepską jakość obrazu i polskiego lektora. Tłumaczenie zagłuszało mi oryginalne dialogi i nie wiedziałem, kto akurat mówi, bo albo postać ta znajdowała się poza kadrem, albo obraz był rozmazany i nie pozwalał dostrzec osoby wypowiadającej swoją kwestię.
Przez pierwsze pół godziny filmu parę razy cofałem się do obejrzanych już scen. Po kilku takich powtórkach wszystkie elementy wskoczyły na właściwe miejsce i całość nabrała sensu. Pomijając już jakość pliku video, która rzutuje na komfort oglądania i niełatwą formę jaką wybrał reżyser, trzeba jeszcze dysponować przynajmniej podstawową wiedzą historyczną dotyczącą przedstawionego okresu, by zrozumieć całość.
Można odnieść wrażenie, że mamy tu przerost formy nad treścią, a część scen i dialogów jest niepotrzebna i nie ma wpływu na odbiór głównego wątku. Należy na to jednak spojrzeć inaczej. Reżyser prócz losów Fülöpa i Istvána, chciał również pokazać jak najwierniejszy (niemal dokumentalny) obraz węgierskiej wsi tamtych lat. Pozwolę tu sobie zacytować fragment wypowiedzi jego z "Filmu węgierskiego w Polsce"*:
(...) przemierzaliśmy dziesiątki miasteczek i wsi przeprowadzając wywiady z setkami chłopów, rejestrując ich wypowiedzi, twarze, gesty. Poznaliśmy wielu ludzi, którzy cichym wieczorem siedząc z nami, opowiadali historię swojego życia (...) Nasiąkaliśmy prawdą. Zbierał się w nas materiał, doświadczenia, przeżycia, które starczyłyby na 10 filmów. Jeśli zaś chodzi o estetykę - szukaliśmy jednolitości, samowyrazu społeczeństwa ethosu wiejskiej kultury, obyczaju tradycji. Próbowaliśmy grać na wszystkich instrumentach naraz.
Film ten jest efektem wieloletniej pracy dokumentacyjnej, stając się jednocześnie kroniką historyczną tamtego okresu jak i studium etnograficznym poświęconym węgierskiej wsi w ostatnich latach przed całkowitą jej mechanizacją.
To prawdziwe arcydzieło, do którego należy się odpowiednio przygotować, by zrozumieć i wychwycić wszystkie zawarte w nim informacje.
Film można ściągnąć z Chomika z lektorem.
* Film węgierski w Polsce. A. Horoszczak, A. M. Rutkowski.
Etykiety:
1956,
1967,
dziesięć tysięcy dni,
Ferenc Kósa,
film,
Filmy.,
Horoszczak,
komunizm,
kultura,
powstanie węgierskie,
recenzja,
tizezer nap,
węgierski,
wieś,
zwyczaje
wtorek, 30 kwietnia 2013
Ja, Twój Syn (Apa) 1966 reż. István Szabó
DVD z tym filmem otrzymałem od koleżanki z pracy, około roku temu. Sam się sobie dziwię, że tak długo zwlekałem z jego obejrzeniem. Przyznam ze wstydem, że nadal mam jakieś podświadome opory przed starymi produkcjami, tym bardziej czarno-białymi. Jednak kolejne odhaczane na liście pozycje, skutecznie i regularnie przełamują tę barierę.
[uwaga: spojler]
Ja, Twój Syn przerósł trochę moje oczekiwania. Nakręcony w 1966 roku, do dziś niewiele stracił na aktualności. Opowiada historię chłopca, którego ojciec zmarł w 1945 roku, nie pozostawiając po sobie wielu wspomnień. Syn próbujący znaleźć własną tożsamość i miejsce w świecie, podpiera się przez lata historiami o ojcu, pozostając właściwie w jego cieniu. Zależnie od środowiska, w którym się obraca i bieżących wydarzeń, zmienia biografię swojego rodziciela, tak by była najbardziej odpowiednia w danej chwili. Będąc na studiach sam zaczyna gubić się w swoich kłamstwach i postanawia poznać prawdę. Przeprowadziwszy śledztwo i odkrywszy prawdę musi zdemityzować w końcu historię ojca i pogodzić się z nią. Ukoronowaniem tego wydarzenia staje się próba przepłynięcia Dunaju wszerz - jego pierwsze, własne osiągnięcie, pozwalające wyjść z cienia i odnaleźć własną drogę.
[fin]
Widziałem wcześniej kilka dzieł Szabó, m.in.: Mefisto i Kropla Słońca. Podejmowały one ważne i ciekawe tematy z historią w tle lecz miały jeden wielki mankament - strasznie się dłużyły, moim zdaniem niepotrzebnie nudząc i zniechęcając widza. Ja, Twój Syn jest inne, może dlatego że to jeden z pierwszych filmów Szabó, a może z powodu lżejszej tematyki - to uniwersalny film o poszukiwaniu swojej drogi w życiu. Historia Węgier jest tylko tłem, a bohaterowie nie przeżywają żadnych poważnych tragedii, ani nie znajdują się w ekstremalnych sytuacjach.
Akcja toczy się nieustannie, a wiele ujęć jest bardzo dynamicznych, to duży plus, dzięki temu widz nie traci zainteresowania. Reżyser chętnie i często sięga po panoramy i to akurat nie jest już najlepszy pomysł, ponieważ zabiegi te bardziej męczą wzrok i rozpraszają uwagę niż służą przekazaniu jakiegoś zamysłu.
Urzekła mnie scena z wrakiem tramwaju, na którą warto zwrócić szczególną uwagę. Może wydawać się ona trochę bezsensowna lecz należy wziąć poprawkę, iż to fantazja chłopca. Widzimy wtedy jak ludzie pomimo tragedii, którą przeżyli potrafią odnaleźć radość we wspólnym działaniu, przywracając pozory dawnego, normalnego życia.
Po obejrzeniu całego filmu, a nawet w jego trakcie nasuwa się pytanie: czemu chłopiec to wszystko sobie wymyślał? Nie był przecież jakoś szczególnie pokrzywdzony przez los, wielu jego rówieśników również straciło ojców na wojnie. Niektórzy zostali "wrogami klasowymi" z racji pochodzenia. W którymś momencie spotykamy nawet Żydówkę. Wszyscy oni albo godzą się ze swym pochodzeniem, albo się go wstydzą i ukrywają. Żadne z nich jednak nie zmienia swojej historii tak często jak główny bohater.
Na koniec jeszcze chciałbym pochwalić grę aktorską, gdyż była całkiem niezła i bohaterowie pozwalali nam uwierzyć w snute historie. Całości dopełnia znakomita muzyka, dobrze dopasowana do poszczególnych scen.
Z czystym sercem mogę polecić ten film każdemu. Szczególnie miłośnikom kina węgierskiego i twórczości pana Szabó.
[uwaga: spojler]
Ja, Twój Syn przerósł trochę moje oczekiwania. Nakręcony w 1966 roku, do dziś niewiele stracił na aktualności. Opowiada historię chłopca, którego ojciec zmarł w 1945 roku, nie pozostawiając po sobie wielu wspomnień. Syn próbujący znaleźć własną tożsamość i miejsce w świecie, podpiera się przez lata historiami o ojcu, pozostając właściwie w jego cieniu. Zależnie od środowiska, w którym się obraca i bieżących wydarzeń, zmienia biografię swojego rodziciela, tak by była najbardziej odpowiednia w danej chwili. Będąc na studiach sam zaczyna gubić się w swoich kłamstwach i postanawia poznać prawdę. Przeprowadziwszy śledztwo i odkrywszy prawdę musi zdemityzować w końcu historię ojca i pogodzić się z nią. Ukoronowaniem tego wydarzenia staje się próba przepłynięcia Dunaju wszerz - jego pierwsze, własne osiągnięcie, pozwalające wyjść z cienia i odnaleźć własną drogę.
[fin]
Widziałem wcześniej kilka dzieł Szabó, m.in.: Mefisto i Kropla Słońca. Podejmowały one ważne i ciekawe tematy z historią w tle lecz miały jeden wielki mankament - strasznie się dłużyły, moim zdaniem niepotrzebnie nudząc i zniechęcając widza. Ja, Twój Syn jest inne, może dlatego że to jeden z pierwszych filmów Szabó, a może z powodu lżejszej tematyki - to uniwersalny film o poszukiwaniu swojej drogi w życiu. Historia Węgier jest tylko tłem, a bohaterowie nie przeżywają żadnych poważnych tragedii, ani nie znajdują się w ekstremalnych sytuacjach.
Akcja toczy się nieustannie, a wiele ujęć jest bardzo dynamicznych, to duży plus, dzięki temu widz nie traci zainteresowania. Reżyser chętnie i często sięga po panoramy i to akurat nie jest już najlepszy pomysł, ponieważ zabiegi te bardziej męczą wzrok i rozpraszają uwagę niż służą przekazaniu jakiegoś zamysłu.
Urzekła mnie scena z wrakiem tramwaju, na którą warto zwrócić szczególną uwagę. Może wydawać się ona trochę bezsensowna lecz należy wziąć poprawkę, iż to fantazja chłopca. Widzimy wtedy jak ludzie pomimo tragedii, którą przeżyli potrafią odnaleźć radość we wspólnym działaniu, przywracając pozory dawnego, normalnego życia.
Po obejrzeniu całego filmu, a nawet w jego trakcie nasuwa się pytanie: czemu chłopiec to wszystko sobie wymyślał? Nie był przecież jakoś szczególnie pokrzywdzony przez los, wielu jego rówieśników również straciło ojców na wojnie. Niektórzy zostali "wrogami klasowymi" z racji pochodzenia. W którymś momencie spotykamy nawet Żydówkę. Wszyscy oni albo godzą się ze swym pochodzeniem, albo się go wstydzą i ukrywają. Żadne z nich jednak nie zmienia swojej historii tak często jak główny bohater.
Na koniec jeszcze chciałbym pochwalić grę aktorską, gdyż była całkiem niezła i bohaterowie pozwalali nam uwierzyć w snute historie. Całości dopełnia znakomita muzyka, dobrze dopasowana do poszczególnych scen.
Z czystym sercem mogę polecić ten film każdemu. Szczególnie miłośnikom kina węgierskiego i twórczości pana Szabó.
Etykiety:
Apa,
Budapeszt,
dramat,
Dunaj,
film,
Filmy.,
II wojna światowa,
Istvan,
István Szabó,
Ja Twój Syn,
kino,
komunizm,
psychologiczny,
Szabo,
tożsamość,
węgierski,
Węgry
Subskrybuj:
Posty (Atom)