środa, 20 maja 2015

Ucieczka (Szökés) 1996 reż. Lívia Gyarmathy

   Bez znajomości języka wegierskiego za dużo ichniejszych filmów się nie poogląda, więc nie ma co wybrzydzać i trzeba brać co jest, np. Ucieczkę. Kiedyś już ten film oglądałem, zaciekawił mnie, ale nie zachwycił. I tym razem nie spodziewałem się za wiele dobrego, ale liczyłem, że uda mi się wyłapać ciut więcej smaczków niż parę lat temu.

   Na plus w tym filmie policzyć trzeba, że ktoś wziął się w ogóle za tematykę zbrodni stalinowskich na Węgrzech (w sumie to można podciągnąć nawet pod cały system). Bezkarność ubecji, rewolucja która zjada nawet własne dzieci, nieludzko ciężkie życie w obozie pracy, okrucieństwo strażników, mamy tutaj to wszystko, bez słodzenia, bez popadania w górnolotne tony, po prostu na surowo z całym ładunkiem cierpienia i krzywd.


   To tyle dobrego o filmie, właściwie o jego pierwszych dwudziestu (?) minutach. To co gorsze niestety zaczyna się i wcześniej: sztuczne dialogi powodujace odparzenia uszu i drewniane aktorstwo, a to tylko początek. Do tego dochodzi całkowity spadek napięcia. Wyobraźcie sobie, że bierzecie udział w ucieczce więźniów z obozu, jest strach, adrenalina, ryzyko, a emocje ledwo trzymane na postronkach. Tutaj mamy tylko nudę. I co tam, że bohaterowie uciekają przed ubekami stawiając na szali swoje życie, co tam, że być może wśród nich jest kapuś, niestety twórcy przedstawili to w taki sposób, że mamy nużący spacer, ewentualnie ganianinę paru facetów po lesie i okolicznych wsiach.


   Cóż filmów o podobnej tematyce powstało wcześniej mnóstwo, wystarczyło podpatrzyć jak to się robi. A w sumie mógłbym być łaskawszy dla tego filmu, ale nie chcę, bo twórcy wzięli się za naprawdę ciekawą, ważną i troche zapomnianą historię. Szkoda że to schrzanili, bo tym samym stracili wielu widzów, którym warto by przekazać wiedzę o tych wydarzeniach. I nie jest tu winą brak budżetu, bo statystów, scenografii czy rekwizytów nie brakło, a nawet gdyby, to w tego typu filmach ważne jest coś innego niż ozdóbki.