sobota, 1 listopada 2014

Dwadzieścia godzin (Húsz óra) 1965 reż. Zoltán Fábri

   Dwadzieścia godzin to historia młodego dziennikarza, który przyjeżdża do pewnej wsi, by zbadać sprawę morderstwa, którego tam dokonano przed paru laty. Po kolei rozmawia ze świadkami i uczestnikami tamtych zdarzeń. Wśród nich spotyka chłopów, partyjniaków, milicjantów, syna kułaka, lekarza, hrabiego i właściciela spółdzielni. Przy okazji poznawania relacji każdego z nich poznajemy też światopoglądy poszczególnych grup społecznych ówczesnych Węgier, a także skomplikowaną historię tego kraju. Tak w skrócie: przed wojną chłopi żyli w nędzy pracując na właściciela folwarku, po wojnie podzielili jego ziemie między siebie, by wkrótce władza ludowa im ją zabrała zmuszając do przyłączenia się do kołchozu. Mamy więc tu obraz fascynacji i nadziei związanych z nowym systemem, które szybko pryskają. Reżyser dość obiektywnie starał się rozliczać minione czasy.


   Film niestety nie jest łatwy w odbiorze, po pierwsze wymaga od nas znajomości realiów tamtej epoki i miejsca, a po drugie zostajemy od razu rzuceni na głęboką wodę poznając wspomnienia mieszkańców wsi, ale nie wiedząc jakiej sprawy się tyczą. Odwrócona chronologia i liczne retrospekcje są bardzo męczące, trudno się połapać w sensie tego wszystkiego. Owszem układa się to powolutku i łączy ze sobą nadając całości sens, ale wymaga też od nas sporo uwagi. To chyba naleciałości z francuskiej Nowej Fali.


   Dwadzieścia godzin to odważna krytyka czasów stalinowskich (oczywiście jak na 1965 rok), a przy tym w miarę obiektywne ukazanie późniejszych czasów. Nie mamy tu propagandowego obrazu socjalistycznych Węgier, co i rusz w słowach mieszkańców słyszymy krytykę systemu, obiektywnie uzupełnianą dla kontrastu pochwałami. Bo i jasne, chłopi otrzymują darmową opiekę medyczną i edukację dla dzieci, ale prócz tego  zaczynają konfiskaty i wydział żywności, a także szykany pod adresem niechętnych nowemu porządkowi.



   Ten film to też świetny portret psychologiczny pewnej społeczności. Ludzie we wsi w gruncie rzeczy są dobrzy, ale każdy ma na sumieniu jakieś drobne grzeszki. Na przykładzie głównych bohaterów zamieszanych w sprawę sprzed lat widzimy, że nawet dawni przyjaciele w ciężkich czasach mogli stanąć przeciwko sobie, a władza potrafiła w nienadających się do jej sprawowania osobach wywołać najgorsze instynkty. Poznajemy też mentalność ludzi tamtego okresu, jedni są otwarci na nowinki techniczne i idą z duchem czasu, podczas gdy inni woleliby by czas się zatrzymał, gdyż nie potrafią się przystosować.


   I tak po prawdzie samo rozwiązanie zagadki nie ma znaczenia, ważna jest tylko podróż w przeszłość, którą odbywamy razem z dziennikarzem poznając jedną historię, lecz z różnych perspektyw. Tak jak w Dziesięciu tysiącach dni, możemy zobaczyć kawałek świata, którego już nie ma.