środa, 14 sierpnia 2013

Animacje krótkometrażowe. Martwy punkt (Holtpont), Walka (Küzdők), Arlequin.

   Dzisiaj ostatni wpis z naszego trzydniowego cyklu poświęconego węgierskim animacjom krótkometrażowym. Trochę żałuję, bo temat okazuje się warty głębszego podrążenia. Ale po pierwsze, primo mam ochotę wziąć się za coś większego, a po drugie (nie, nie primo :D ), secundo wyjeżdżam w sobotę na Węgry i przez ponad tydzień mnie nie będzie.

   Dobra, do rzeczy! Na początek Ferenc Rófusz raz jeszcze. W zasadzie to powinienem podzielić wpisy według reżyserów i może kiedyś to zrobię, ale póki co taki bałagan bardziej mi odpowiada, pozwalając zwrócić uwagę Czytelnika na rozmaite okresy, style i twórców.

Martwy punkt (Holtpont) 1985 reż. Ferenc Rófusz

   Widzimy puste, szare i ponure podwórko. Kamera ukazuje nam różne jego zakamarki, nasuwając pytanie: czemu akurat na to mamy patrzeć? Szybko też otrzymujemy odpowiedź na to pytanie.



Walka (Küzdők) 1977 reż. Marcell Jankovics

   Animacja jest ciekawa, chociaż nie wybitna. Przedstawiona historia zaś okazuje się całkiem pomysłowa. Tytułowa walka jest zaciekła, a jej finał zaskakujący. To historia o tym jak nowe wypiera stare, a nasze dzieła mogą przyczynić się do naszego upadku (nawet niezauważalnie).



Arlequin 2003 reż. Kinga Rofusz

   Animacja taka jak lubię. Z kamerą przemierzamy ciemne korytarze, momentami tracąc orientację ze względu na zaburzoną perspektywę, by w końcu jednak dotrzeć do celu - pokoiku w którym spotykamy tytułowego arlequina. To artysta cyrkowy, żongler, który wraca wspomnieniami do pamiętnego występu, w którym brała udział jego partnerka akrobatka, a który skończył się tragedią.

   Odtwarzacz się nie ładuje, więc podaję link:
http://www.youtube.com/watch?v=q5lD7VUH2IA


   Zupełnie przypadkiem zebrały nam się tu filmy o przemijaniu. Podsunęło mi to też pewien pomysł na przyszłość, otóż spróbuję dokonać prezentacji i porównań tematycznych filmów. Ale to kiedyś...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz