Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kryminał. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kryminał. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 1 października 2013

Czkawka (Hukkle) 2002 reż. György Pálfi

   Najchętniej zacząłbym te recenzję od jakiegoś porównania, niestety nic nie przychodzi mi do głowy.

   Czkawka to nietypowy kryminał. Na tle życia codziennego pewnej zapomnianej węgierskiej wsi pokazuje śledztwo prowadzone przez miejscowego policjanta w sprawie śmierci jednego z mieszkańców.

   Podobnie jak u Béli Tarra, fabuła jest tutaj zaszyfrowana, chociaż w inny sposób. György Pálfi przedstawia nam obraz biednej, lecz z pozoru spokojnej wsi, gdzie wszystko idzie swoim tempem, zdając się być niezmienne od lat.



   W zasadzie od początku do końca widzimy codzienne czynności i pracę mieszkańców. Film jest bez dialogów i zbędnych komentarzy, a mimo wszystko fabuła jest zrozumiała i logicznie poprowadzona. Na pierwszy rzut oka ujawniają się drobne łajdactwa i machlojki bohaterów, są to jednak drobne grzeszki na, które można przymknąć oko, ale... na które należy zwracać uwagę.

   Reżyser parokrotnie daje nam do zrozumienia, że nie wszystko musi być takim jakim nam się wydaje (któż by się spodziewał, że w mące prócz zmielonego zboża może być coś ekstra...). Nawet najoczywistsze sprawy mogą mieć drugie dno.

   Najciekawszym wątkiem filmu (i na pozór jedynym istotnym) jest śledztwo w sprawie zabójstwa, które prowadzi miejscowy policjant. Jego tempo w zupełności pokrywa się z tym jakim żyje wieś. Daje to ciekawy efekt - kryminału, ale zupełnie innego od tych które znamy z hollywódzkich produkcji. Może oto chodziło Pálfiemu i z przekory wobec schematu, postanowił dodać ten wątek.



   Istotna jest piosenka na końcu, która wyjaśnia widzowi parę rzeczy, a jednocześnie podpowiada co nieco policjantowi.

   Nie chciałbym zdradzać całej historii, ani zbytnio się zagalopowywać w interpretacjach. Jeśli lubicie spokojne i refleksyjne filmy, to polecam.



   Pokuszę się jednak o pewne porównanie. Podobnie jak przy Dziesięciu tysiącach dni  Ferenca Kósy i tutaj mamy przedstawiony dokładny obraz wsi, można by powiedzieć, że niemal dokumentalny. Czkawka liczy sobie już 11 lat, a według moich obserwacji wiele węgierskich wsi nadal wygląda jak ta przedstawiona w tym filmie.

   Przy okazji dochodzę do wniosku, że nawet filmy potwierdzają to o czym czasem mówią Węgrzy: Węgry to tylko Budapeszt i wsie. Coś jest na rzeczy skoro drugim co do wielkości miastem Węgier jest Debreczyn z... 200 000 mieszkańców (dla porównania Budapeszt - 1,7 mln). I tak też, scenerią węgierskich filmów są na ogół miasto stołeczne lub wsie.



niedziela, 8 września 2013

Likwidacja - Imre Kertész [recenzja książki]

   Bohaterem tej książki jest... zmarły. To B., urodzony w Aushwitz pisarz, który popełnił samobójstwo jeszcze przed rozpoczęciem się akcji powieści. To z kolei stało się impulsem dla jego przyjaciela, redaktora Keserű, do podjęcia poszukiwań napisanej przed śmiercią ostatniej "wielkiej" powieści B. Wraz z postępami w swoim prywatnym śledztwie, Keserű odkrywa mroczne tajemnice przeszłości.

   Likwidacja to książka wyjątkowa. Łączy w sobie elementy kryminału i powieści psychologicznej. Napisana jest w sposób przemyślany i złożony. Wraz z biegiem akcji i kolejnymi odkryciami Keserű (który ma obsesję na punkcie twórczości B.) powoli odkrywamy coraz to nowe fakty z życia B. Jednocześnie mnożą się zagadki i niejasności, na których rozwiązanie musimy czekać.

   Sam pomysł na fabułę nie jest porywający, ale Kertész przedstawił ją w taki sposób, że wciąga i nie pozwala się oderwać od czytania. Intryga jest skonstruowana tak, że cały czas trzyma czytelnika w niepewności i nasuwa kolejne pytania.

   Całość skłania do refleksji nad sensem życia. Można jak Keserű żyć obsesją na punkcie innego człowieka, czy też jak B., spełnienie widzieć jedynie w autodestrukcji, ale jest jeszcze droga, którą wybrała między innymi Judit - odnaleźć szczęście.

   To obraz tego jak ludzie sami się wykańczają, tak jak B., który urodził się w Auschwitz i czuł jego piętno przez resztę życia, poświęcając wszystkie siły w poszukiwaniu odpowiedzi napytanie: czemu do tego doszło. Stało się to jego obsesją, nie pozwalając mu normalnie żyć i odnaleźć szczęścia, a właściwie to on sam sobie na to nie pozwolił. W moim odczuciu ten wątek został poprowadzony po mistrzowsku. Za to temat Auschwitz był już podejmowany w literaturze tyle razy, że niczym nas tu Kertész nie zaskakuje, stwierdzając, że nie ma na to wyjaśnienia i odpowiedzi.





piątek, 9 sierpnia 2013

Sęp (Dögkeselyű) 1982 reż. Ferenc András

   Czy film trzeba koniecznie rozumieć, żeby go oglądać? Po raz kolejny przekonałem się, że nie.

   Tym razem szukałem czegoś na chybił trafił, przeglądając Filmweba wśród wielu innych wpadł mi w oko tytuł Sęp. Po pobieżnym zapoznaniu się z recenzją tego filmu sensacyjnego już wiedziałem, że chcę go obejrzeć. I chociaż nigdzie nie było wersji z polskim lektorem lub napisami, albo chociaż samym napisów, zdecydowałem się obejrzeć w oryginale, podobnie jak ostatnio Gwiazdy Egeru. Bez problemu wyszperałem go na YouTube, w całkiem niezłej jakości.

Tutaj macie garść suchych informacji:
KLIK

i fragment, znakomicie oddający klimat całości:
KLIK

   Zawsze lubiłem samochody z bloku demoludów, więc filmy sensacyjne których akcja rozgrywa się w PRL lub sąsiednich krajach socjalistycznych do dziś budzą moje zainteresowanie. Z polskich polecić mogę Prywatne śledztwo z Wilhelmim, czy Zamknąć za sobą drzwi z Fronczewskim (chociaż tu akurat w "rolach głównych" zachodnie wozy).

   Zajmijmy się jednak Sępem. Ogólnie klimat jest niezły. Mamy więc masy typów w stylu macho, których głównym i najmocniejszym atrybutem są ciemne okulary. Akcja rozgrywa się głównie na ulicach, ale co jakiś czas gościmy w spelunach pełnych twardzieli spoglądających spode łba, albo złodziejskich dziuplach, w których spotkać można równie sympatycznych osobników. Jeśli już przenosimy się w inne miejsca, to są to luksusowe mieszkania lub wille. To nie historia o przeciętnych biedakach. Całość okraszona jest całkiem niezłą muzyką, której gatunku nie potrafię scharakteryzować, ważne że pasuje jak ulał. Piękne widoki Budapesztu uzupełniają całość.

   Przechodząc do fabuły: mamy tu obraz faceta, który wobec bezczynności milicji, bierze sprawy w swoje ręce i podejmuje stanowczą i bezkompromisową kampanię przeciwko przestępcom. Przede wszystkim wykorzystuje do tego intelekt, ale z pięści również potrafi zrobić użytek. Jak na taksówkarza przystało całkiem nieźle radzi sobie za kółkiem, co przez długi czas zapewnia mu przewagę nad ścigającymi.

   Jeśli już wspomnieliśmy o scenach pościgu, to w moim odczuciu są całkiem niezłe (patrz link powyżej). Węgrzy udowadniają, że nie tylko Amerykanie mają monopol na tego typu widowiska. Ja przy tej okazji mogłem nacieszyć oczy widokiem maluchów, żuków, nys, warszaw, itd. Fajnie mieć świadomość, że kiedyś polskie produkty szły na eksport i to w znacznych ilościach.

   Z ciekawostek: w Sępie swój debiut w filmie pełnometrażowym miała polska aktorka Maria Gładkowska, grająca tam jedną z głównych ról. I choć nadal jest ona atrakcyjną kobietą, to wtedy... fiu, fiu ;)

   Śmiesznostek jest nieco więcej. W którymś momencie (w czasie rozbieranek przy scenie łóżkowej) zaskoczyło mnie, że bohater miał na sobie trzy (!) podkoszulki, golf i kamizelkę, ja rozumiem, że jesień i w ogóle, ale trzy podkoszulki?! O facetach w stylu macho już wspominałem, kilku z nich jednak zwykłe pozerstwo nie wystarczało: płaszczy i okularów przeciwsłonecznych nie zdejmowali nawet siedząc w domu.
I jeszcze jedna rzecz: znakiem rozpoznawczym głównego bohatera było regularne smarkanie :D (a może dlatego tyle ubrań na sobie nosił)

   Film ten bardzo mi pomógł w nauce języka, niestety przede mną jeszcze miesiące (czyt. lata) pracy, nim będę w stanie oglądać węgierskie filmy w oryginale, nie tracąc nic na rozumieniu.


Dla zainteresowanych: