Palfiego poznałem przypadkiem przy okazji Czkawki, która przypadła mi do gustu. Już wtedy wiedziałem, że mam ochotę dalej poznawać twórczość tego pana, a Taxidermia jako głośny tytuł wydawała się naturalnym wyborem. Trochę trwało nim się do niej dobrałem.
OPIS:
Historia trzech pokoleń mężczyzn. Żołnierza maniaka seksualnego, jego syna miłośnika wielkich kotów i jedzenia, a także wnuka preparatora zwierząt, marzącego o nieśmiertelności.
Świry, penisy, zboczeńcy, flaki, rzygi, gówno, obrzydliwości. Mniej więcej tak można streścić ten film. Ja dałem radę obejrzeć pierwsze trzydzieści minut i uznałem, że wystarczy. I choćby nie wiem jakie wspaniałe walory miał ten film, to nie będę sobie rył psychiki.
Po pół godzinie nie powinienem zasadniczo się wypowiadać, ale coś tam widziałem, więc mogę pochwalić zdjęcia. Są naprawdę niezłe, ciekawe, nawet powiedziałbym innowacyjne. Tak jak w przypadku wspomnianej wyżej Czkawki widać, że Palfi wnosi do kina węgierskiego świeżość. Tym razem mnie obrzydził, ale spróbuję jeszcze innych jego filmów, bo potencjał facet ma spory.
Taxidermia, przynajmniej jej początek, ma też unikatowy klimat. Ponure otoczenie bohatera, bieda, wszechogarniające zepsucie, dobrze uzupełniają to zdjęcia, szare i ciemne, a także posępna muzyka. Wszystko to daje przygnębiający obraz i świadczy o sporych umiejętnościach reżysera i jego współpracowników.
To nie jest film dla każdego.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą György Pálfi. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą György Pálfi. Pokaż wszystkie posty
sobota, 27 września 2014
wtorek, 1 października 2013
Czkawka (Hukkle) 2002 reż. György Pálfi
Najchętniej zacząłbym te recenzję od jakiegoś porównania, niestety nic nie przychodzi mi do głowy.
Czkawka to nietypowy kryminał. Na tle życia codziennego pewnej zapomnianej węgierskiej wsi pokazuje śledztwo prowadzone przez miejscowego policjanta w sprawie śmierci jednego z mieszkańców.
Podobnie jak u Béli Tarra, fabuła jest tutaj zaszyfrowana, chociaż w inny sposób. György Pálfi przedstawia nam obraz biednej, lecz z pozoru spokojnej wsi, gdzie wszystko idzie swoim tempem, zdając się być niezmienne od lat.
W zasadzie od początku do końca widzimy codzienne czynności i pracę mieszkańców. Film jest bez dialogów i zbędnych komentarzy, a mimo wszystko fabuła jest zrozumiała i logicznie poprowadzona. Na pierwszy rzut oka ujawniają się drobne łajdactwa i machlojki bohaterów, są to jednak drobne grzeszki na, które można przymknąć oko, ale... na które należy zwracać uwagę.
Reżyser parokrotnie daje nam do zrozumienia, że nie wszystko musi być takim jakim nam się wydaje (któż by się spodziewał, że w mące prócz zmielonego zboża może być coś ekstra...). Nawet najoczywistsze sprawy mogą mieć drugie dno.
Najciekawszym wątkiem filmu (i na pozór jedynym istotnym) jest śledztwo w sprawie zabójstwa, które prowadzi miejscowy policjant. Jego tempo w zupełności pokrywa się z tym jakim żyje wieś. Daje to ciekawy efekt - kryminału, ale zupełnie innego od tych które znamy z hollywódzkich produkcji. Może oto chodziło Pálfiemu i z przekory wobec schematu, postanowił dodać ten wątek.
Istotna jest piosenka na końcu, która wyjaśnia widzowi parę rzeczy, a jednocześnie podpowiada co nieco policjantowi.
Nie chciałbym zdradzać całej historii, ani zbytnio się zagalopowywać w interpretacjach. Jeśli lubicie spokojne i refleksyjne filmy, to polecam.
Pokuszę się jednak o pewne porównanie. Podobnie jak przy Dziesięciu tysiącach dni Ferenca Kósy i tutaj mamy przedstawiony dokładny obraz wsi, można by powiedzieć, że niemal dokumentalny. Czkawka liczy sobie już 11 lat, a według moich obserwacji wiele węgierskich wsi nadal wygląda jak ta przedstawiona w tym filmie.
Przy okazji dochodzę do wniosku, że nawet filmy potwierdzają to o czym czasem mówią Węgrzy: Węgry to tylko Budapeszt i wsie. Coś jest na rzeczy skoro drugim co do wielkości miastem Węgier jest Debreczyn z... 200 000 mieszkańców (dla porównania Budapeszt - 1,7 mln). I tak też, scenerią węgierskich filmów są na ogół miasto stołeczne lub wsie.
Czkawka to nietypowy kryminał. Na tle życia codziennego pewnej zapomnianej węgierskiej wsi pokazuje śledztwo prowadzone przez miejscowego policjanta w sprawie śmierci jednego z mieszkańców.
Podobnie jak u Béli Tarra, fabuła jest tutaj zaszyfrowana, chociaż w inny sposób. György Pálfi przedstawia nam obraz biednej, lecz z pozoru spokojnej wsi, gdzie wszystko idzie swoim tempem, zdając się być niezmienne od lat.
W zasadzie od początku do końca widzimy codzienne czynności i pracę mieszkańców. Film jest bez dialogów i zbędnych komentarzy, a mimo wszystko fabuła jest zrozumiała i logicznie poprowadzona. Na pierwszy rzut oka ujawniają się drobne łajdactwa i machlojki bohaterów, są to jednak drobne grzeszki na, które można przymknąć oko, ale... na które należy zwracać uwagę.
Reżyser parokrotnie daje nam do zrozumienia, że nie wszystko musi być takim jakim nam się wydaje (któż by się spodziewał, że w mące prócz zmielonego zboża może być coś ekstra...). Nawet najoczywistsze sprawy mogą mieć drugie dno.
Najciekawszym wątkiem filmu (i na pozór jedynym istotnym) jest śledztwo w sprawie zabójstwa, które prowadzi miejscowy policjant. Jego tempo w zupełności pokrywa się z tym jakim żyje wieś. Daje to ciekawy efekt - kryminału, ale zupełnie innego od tych które znamy z hollywódzkich produkcji. Może oto chodziło Pálfiemu i z przekory wobec schematu, postanowił dodać ten wątek.
Istotna jest piosenka na końcu, która wyjaśnia widzowi parę rzeczy, a jednocześnie podpowiada co nieco policjantowi.
Nie chciałbym zdradzać całej historii, ani zbytnio się zagalopowywać w interpretacjach. Jeśli lubicie spokojne i refleksyjne filmy, to polecam.
Pokuszę się jednak o pewne porównanie. Podobnie jak przy Dziesięciu tysiącach dni Ferenca Kósy i tutaj mamy przedstawiony dokładny obraz wsi, można by powiedzieć, że niemal dokumentalny. Czkawka liczy sobie już 11 lat, a według moich obserwacji wiele węgierskich wsi nadal wygląda jak ta przedstawiona w tym filmie.
Przy okazji dochodzę do wniosku, że nawet filmy potwierdzają to o czym czasem mówią Węgrzy: Węgry to tylko Budapeszt i wsie. Coś jest na rzeczy skoro drugim co do wielkości miastem Węgier jest Debreczyn z... 200 000 mieszkańców (dla porównania Budapeszt - 1,7 mln). I tak też, scenerią węgierskich filmów są na ogół miasto stołeczne lub wsie.
Etykiety:
2002,
Czkawka,
dokumentalny,
dramat,
drugie dno,
etnograficzny,
film,
Filmy.,
György Pálfi,
Hukkle,
kryminał,
śledztwo,
węgierska,
węgierski,
wieś
Subskrybuj:
Posty (Atom)