piątek, 20 września 2013

Córy szczęścia 1999 reż. Márta Mészáros

   To mój pierwszy film Márty Mészáros. Z twórczością tej węgierskiej reżyserki zmierzyć się chciałem już dawno, ale jakoś nie było czasu (a i filmy ciężko dostępne). Wstyd jednak nie znać, gdyż to jedna z ważniejszych postaci madziarskiego kina, dodatkowo blisko związana z Polską.

Krótki opis:
Akcja zaczyna się w Rosji. Natasza, nauczycielka języka angielskiego, postanawia zabrać się ze swoją przyjaciółką Wierą "na handel" do Polski. Jedzie z nimi córka Nataszy - Masza. Początkowo jest sielankowo, kobiety bez problemu docierają do Warszawy i rozpoczynają sprzedaż swoich towarów na stadionie. Wkrótce Wiera zostaje zamordowana w tajemniczych okolicznościach. Na czas policyjnego śledztwa matce i córce zostają zabrane paszporty i zarekwirowany towar. By przeżyć, Natasza decyduje się zostać prostytutką...

   Przyznacie, zaczyna się ciekawie. Mnie film ten przypomniał przy okazji dawne czasy, kilkanaście lat temu, gdy jeszcze Rosjanie i Ormiańcy przyjeżdżali do Polski (nie tylko do Warszawy) "na handel" w większych miastach. Zawsze gdzieś znajdował się bazar, na którym można było kupić niemal wszystko i to po okazyjnej cenie. W sumie nadal gdzieniegdzie tak jest, ale to już jakby nie to samo...

   Dobra, dobra. Ja tu zaczynam sentymentalnie popadać w zachwyty, a zachwycać się nie ma nad czym, przecież historia tragiczna. Wracajmy do tematu.

   Rosyjskie dialogi w mojej wersji nie były tłumaczone (a może innej wersji nie ma?), co trochę uprzykrzało oglądanie, zmuszając do wysiłku. Nie jojczyłbym nad tym, gdyby to były pojedyncze wymiany zdań, ale niestety, pół filmu jest przegadane po rosyjsku.


   Gra aktorska i zachowanie statystów na planie zasługują na pochwałę, całość wyszła naprawdę naturalnie. Najlepsza była odtwórczyni głównej roli - Olga Drozdova, która świetnie wykreowała swoją bohaterkę,  przy tym była jakaś taka urzekająca :) (aż mam ochotę zobaczyć z nią więcej filmów). Jeśli już wymieniam z nazwiska, to jeszcze Olaf Lubaszenko, grający pomniejszego bandziora całkiem nieźle się spisał, wypadając bardzo przekonywająco, chociaż jego wątek można było moim zdaniem rozwinąć. A Nowicki? Ma chyba wrodzony talent do bycia zimnym, wyrachowanym draniem.

   Trochę się zagalopowałem, ale nie szkodzi. Kolejna rzecz, na która chciałbym zwrócić uwagę to nieco zakamuflowana, ale widoczna niechęć Polaków do Rosjan. Widać to w paru scenach, nieraz zaznaczone jedynie kilkoma gestami czy minami. Chociaż nie możemy mierzyć się z Rosją na arenie międzynarodowej, to chociaż na własnym podwórku wolno nam pokazać trochę pogardy i niechęci pojedynczym jej obywatelom. Jasno widać, że chociaż w Polsce jest źle i ciężko, to tam na wschodzie, jest jeszcze gorzej.

   Znakomicie ukazana jest przemiana Nataszy i Maszy. Matka nie godzi się na swoje upodlenie i bardzo je przeżywa, nie dając jednak tego poznać przed alfonsem czy klientami. W pewnym stopniu wynagradzają jej to luksusy, z których może korzystać i szczęście córki. Kiedy już myślimy, że przywyka do tego, okazuje się, że nadal targają ją wewnętrzne sprzeczności. Zaś Maszy podoba się nowy stan rzeczy i nie chce wracać do domu. Dowiedziawszy się o profesji matki, usprawiedliwia ją, a nawet... podziwia. Daje to do myślenia i przypomina o sobie pod koniec filmu.


   Żeby za dużo nie spojlerować, to trochę ponarzekam na formę. Przeciąganie scen łóżkowych trochę mnie znużyło. Gdybym chciał zobaczyć erotyka to bym po niego sięgnął, mimo to dostałem obraz pieprzenia jakby w gratisie. Nie posuwa to akcji do przodu, przypominając raczej sztukę dla sztuki.

   Internauci w dyskusjach pytają: czemu nie znalazła sobie innej pracy, tylko się sprzedawała? Pada na to odpowiedź, bo innej pracy nie było. Cóż, prawda jest gdzieś po środku. W latach 90' czasach szalejącego bezrobocia, Rosjanka bez paszportu, pozwolenia na pracę i znajomości języka nie mogła liczyć na legalną pracę, ale myślę że coś na czarno by się znalazło, jeśli nie od razu to po jakimś czasie. Natasza zaś jakby pogodziła się ze swoją nową profesję. Gdyby znalazła robotę na czarno na zmywaku, za pewne musiałyby przeprowadzić się z luksusowego mieszkania do sutereny i jeść chleb z masłem. Ale tak żyło wielu biednych ludzi w naszym kraju. Dlatego według mnie, nie należy jej usprawiedliwiać, mówiąc że było to jedyne wyjście, nie, Natasza po prostu poszła na łatwiznę.

   I tak właśnie wypadło moje pierwsze i wiem już, że nie ostatnie spotkanie z twórczością pani Mészáros.



1 komentarz: