wtorek, 18 lutego 2014

Desperaci (Szegénylegények) 1965 reż. Miklós Jancsó

   Trylogii rewolucyjnej ciąg dalszy. Tym razem niechronologicznie: Desperaci. Podobnie jak Gwiazdy na czapkach i to dzieło widziałem już nieraz, ale jakoś nigdy nie miałem natchnienia do zrecenzowania. Może i lepiej, bo z każdym kolejnym seansem lubię i cenię ten film coraz bardziej.

OPIS:
Po ugodzie austro-węgierskiej z 1867 roku, władze decydują się zlikwidować ostatecznie betyarów - ostatnich niepokornych walczących o pełną niepodległość Węgier. W tym celu zbierają w forcie pośrodku puszty wszystkich schwytanych i podstępami, bądź torturami starają się rozpracować ich bandę.


   Mimo iż narrator wprowadza nas na początku w ogólny zarys sytuacji, to na zrozumienie fabuły przychodzi trochę poczekać. Akcja rozkręca się powoli i stopniowo poznajemy głównych bohaterów. W przeciwieństwie do Gwiazd na czapkach, tutaj reżyser skupił się na poszczególnych postaciach i chociaż co pewien czas się one zmieniają, to jednak jesteśmy w stanie zaznajomić się z każdą z nich i wyrobić sobie własne o niej zdanie.


   Początkowa sympatia do betyarów, którą zaszczepia nam na początku narrator, szybko ustępuje. Okazuje się, że bojownicy o wolność dawno już stracili ideały Wiosny Ludów, a stali się jedynie grupą zwykłych bandytów. W takiej sytuacji przestają razić metody śledczych, starających się rozpracować bandę i wyłowić jej członków, spośród zebranych w forcie podejrzanych. Chodź nadzorcom daleko jeszcze do praktyk rodem z piwnic Gestapo czy NKWD, to i tak ich środki, początkowo budzące zdziwienie i niezrozumienie, okazawszy się skuteczne i przemyślane, zaczynają robić wrażenie. Więźniowie są trzymani w stanie ciągłej niepewności. Z pozoru bezsensowne posunięcia i rozkazy śledczych, pozwalają z czasem złamać ofiary, stosując głównie zastraszanie i fałszywe obietnice. Przy tej okazji Jancsó rewelacyjnie ukazuje człowieka w sytuacji zagrożenia i strachu, gdy zaszczuty, staje się zdolny niemal do wszystkiego by ratować swoje życie. Wielu więźniów gotowych jest posłać na stryczek kogokolwiek innego byle tylko ocalić siebie. Nie zdają sobie przy tym zupełnie sprawy z tego, że władza manipuluje nimi, i tak przeznaczywszy już wszystkich na stracenie.


   Wrażenie robi ogromna przestrzeń wokół fortu i domu, w którym śledczy czasem przesłuchują podejrzanych. Jancsó często i chętnie stosuje plany ogólne, które w połączeniu z długimi ujęciami pozwalają nam niemal wczuć się w położenie bohaterów, samotnych na pustkowiu. W takim miejscu, gdzie prócz rezydentów fortu i przychodzących od czasu do czasu kobiet z paczkami nie ma nikogo, rośnie autorytet władzy i bezsilność więźniów. Sytuację pogarsza fakt, że nikogo nie mogą być pewni, gdyż wśród nich pełno jest szpicli, czy dawnych kompanów w obliczu śmierci tracących jakiekolwiek skrupuły. Władza swoim okrucieństwem i nietypowymi, ale przemyślanymi metodami, łamie wszystkie ofiary i buduje swoją legendę.


   Desperaci spodobali mi się o wiele bardziej od Gwiazd na czapkach, chociaż oba filmy uważam za wybitne. Film polecam każdemu, chociaż zdaje sobie sprawę z tego, że nie jest może łatwy w odbiorze, ani atrakcyjny.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz