środa, 13 listopada 2013

Przywiezione z Węgier.

   Jakiś czas po urlopie rozwodziłem się nad kuchnią węgierską. Postanowiłem teraz pociągnąć wątek i pochwalić się moimi skarbami, które przywiozłem z bratniego kraju.

A przy okazji (czyli tak naprawdę, bo jestem istotą z natury próżną i żadną poklasku) to chciałem zareklamować swojego bloga kulinarnego - Pan Szyszek gotuje.

   Przyprawy, głównie pasty w tubkach, to u nas egzotyka, podczas gdy na Węgrzech znajdziemy je w każdym sklepie. Przyjaciel Węgier tłumaczył mi, które są do kanapek, a które do zup, ale już zupełnie mi się to pokręciło i stosuję wszystko do wszystkiego i żyję :D

   Mamy więc krem gulaszowy, pastę czosnkową w tubce (mocna), pastę z czerwonej cebuli (koloru żółtego, o intensywnym zapachu), majonez chrzanowy, przeciery z ostrej papryki, krem do spaghetti, czy kostki bulionowe do gulaszu i zupy rybnej. Wszystkie mają intensywny i charakterystyczny smak. 

   Ciężko uświadczyć cokolwiek z tego, w Polsce - jedynie w sklepach z węgierską żywnością. Podczas gdy w hipermarketach bez problemu znajdziemy przyprawy i składniki do dań kuchni indyjskiej, japońskiej, chińskiej, tajlandzkiej i diabli wiedzą jakiej jeszcze. Najwidoczniej na węgierską przyjdzie nam jeszcze poczekać parę lat.


   Ach, zapomniałbym, w tej małej buteleczce na zdjęciu jest aromat do ciasta o smaku palinki :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz