piątek, 1 listopada 2013

Budapeszteńska wiosna - Ferenc Karinthy [recenzja książki]

   Książka ta bardzo mnie zawiodła. Pokrótce streszczę fabułę: dwóch węgierskich szeregowców dezerteruje ze swego oddziału w Győr pod koniec grudnia 1944 roku korzystając ze sfałszowanych przepustek. Docierają do Budapesztu, gdzie mieszka rodzina jednego z nich, ale miasto zostaje zamknięte w sowieckim pierścieniu. Dwaj przyjaciele próbują przeżyć przyczaiwszy się w mieszkaniu krewnych i próbując unikać żandarmerii. Nawiązują też nić sympatii z również ukrywającymi się komunistycznymi wywrotowcami.

   Niestety książka ta to typowa propagandówka. Zgodzę się z zamieszczoną w niej krytyką pod adresem Niemców, strzałokrzyżowców i Szalasiego. Jednak komuchy nie byłyby sobą, gdyby nie zaatakowały i Horthyego z jego rządem. Ale czego tu chcieć od powieści z 1953 roku... Pochwały pod adresem węgierskich komunistów i Armii Czerwonej zakrawają na prawdziwą kpinę, po zajęciu stolicy Węgier Sowieci grabili co się dało i gwałcili kogo się dało, ale w książce są oni "wyzwolicielami".

   Obiektywnie patrząc nie przedstawia ona sobą żadnej wartości. Fabuła się wlecze i jest nudna, a bohaterowie tak papierowi, że na skupie makulatury dostał bym za nich przynajmniej na jabola. Jest dużo niepotrzebnych opisów i dialogów, chyba dla uzyskania większej objętości.

   Ciężko mi powiedzieć jaką wartość mają opisy okrążonego przez Sowietów Budapesztu, myślę że tę część autor odtworzył w miarę wiernie, skupiając się zarówno na wyglądzie otoczenia jak i życiu mieszkańców czy też uchodźców. Jeśli jednak ktoś jest zainteresowany tym wycinkiem historii lepiej niech sięgnie po inne źródła.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz