Dwadzieścia godzin to historia młodego dziennikarza, który przyjeżdża do pewnej wsi, by zbadać sprawę morderstwa, którego tam dokonano przed paru laty. Po kolei rozmawia ze świadkami i uczestnikami tamtych zdarzeń. Wśród nich spotyka chłopów, partyjniaków, milicjantów, syna kułaka, lekarza, hrabiego i właściciela spółdzielni. Przy okazji poznawania relacji każdego z nich poznajemy też światopoglądy poszczególnych grup społecznych ówczesnych Węgier, a także skomplikowaną historię tego kraju. Tak w skrócie: przed wojną chłopi żyli w nędzy pracując na właściciela folwarku, po wojnie podzielili jego ziemie między siebie, by wkrótce władza ludowa im ją zabrała zmuszając do przyłączenia się do kołchozu. Mamy więc tu obraz fascynacji i nadziei związanych z nowym systemem, które szybko pryskają. Reżyser dość obiektywnie starał się rozliczać minione czasy.
Film niestety nie jest łatwy w odbiorze, po pierwsze wymaga od nas znajomości realiów tamtej epoki i miejsca, a po drugie zostajemy od razu rzuceni na głęboką wodę poznając wspomnienia mieszkańców wsi, ale nie wiedząc jakiej sprawy się tyczą. Odwrócona chronologia i liczne retrospekcje są bardzo męczące, trudno się połapać w sensie tego wszystkiego. Owszem układa się to powolutku i łączy ze sobą nadając całości sens, ale wymaga też od nas sporo uwagi. To chyba naleciałości z francuskiej Nowej Fali.
Dwadzieścia godzin to odważna krytyka czasów stalinowskich (oczywiście jak na 1965 rok), a przy tym w miarę obiektywne ukazanie późniejszych czasów. Nie mamy tu propagandowego obrazu socjalistycznych Węgier, co i rusz w słowach mieszkańców słyszymy krytykę systemu, obiektywnie uzupełnianą dla kontrastu pochwałami. Bo i jasne, chłopi otrzymują darmową opiekę medyczną i edukację dla dzieci, ale prócz tego zaczynają konfiskaty i wydział żywności, a także szykany pod adresem niechętnych nowemu porządkowi.
Ten film to też świetny portret psychologiczny pewnej społeczności. Ludzie we wsi w gruncie rzeczy są dobrzy, ale każdy ma na sumieniu jakieś drobne grzeszki. Na przykładzie głównych bohaterów zamieszanych w sprawę sprzed lat widzimy, że nawet dawni przyjaciele w ciężkich czasach mogli stanąć przeciwko sobie, a władza potrafiła w nienadających się do jej sprawowania osobach wywołać najgorsze instynkty. Poznajemy też mentalność ludzi tamtego okresu, jedni są otwarci na nowinki techniczne i idą z duchem czasu, podczas gdy inni woleliby by czas się zatrzymał, gdyż nie potrafią się przystosować.
I tak po prawdzie samo rozwiązanie zagadki nie ma znaczenia, ważna jest tylko podróż w przeszłość, którą odbywamy razem z dziennikarzem poznając jedną historię, lecz z różnych perspektyw. Tak jak w Dziesięciu tysiącach dni, możemy zobaczyć kawałek świata, którego już nie ma.