sobota, 3 sierpnia 2013

Tylko seks i nic więcej (Csak szex és más semmi) 2005 reż. Krisztina Goda

   Nie przepadam za komediami romantycznymi, ale dla tego filmu postanowiłem zrobić wyjątek. Po pierwsze uwielbiam Sándora Csányi, a po drugie byłem ciekaw jak reżyserka Krisztina Goda poradziła sobie z tym gatunkiem, biorąc pod uwagę, że zrealizowana rok później wojenna Wolność i miłość okazała się prawdziwym hitem.

   Tylko seks i nic więcej to najbardziej typowa komedia romantyczna w amerykańskim stylu jaką można sobie wyobrazić. W skrócie. On pewny siebie i zadziorny Casanova, Ona zagubiona i zakręcona karierowiczka. Poznają się w niezręcznej i komicznej sytuacji, w której On ratuje Ją z opresji. Wkrótce potem zawierają bliższą znajomość, gdyż okazuje się, że pracują razem w teatrze. Nie przypadają sobie do gustu, ale widać, że coś, gdzieś tam iskrzy. Dalej robi się jeszcze weselej i wedle schematu: On ją chce, ale Ona go nie, zaraz potem jest na odwrót, ale i tak koniec końcu wiążą się i jest wielki happy end. Zapomniałbym dodać, że główna bohaterka ma swoją najlepszą psiapsiółę i drugiego adoratora, co tylko komplikuje sytuację. Prawdziwy, amerykański sposób na film.

   Nie żałuję jednak, że go obejrzałem. To ciekawe doświadczenie zobaczyć taką historię w europejskich realiach. Gra aktorska również była całkiem niezła, utwierdziłem się w wysokiej ocenie Sándora Csányi i mogłem wyrobić sobie opinię na temat Katy Dobó, która jest całkiem dobrą aktorką. Co tu więcej napisać? Da się obejrzeć, jak już pisałem, film jest przewidywalny, więc fabuła za bardzo nie wciąga. Czasami można się uśmiechnąć przy niektórych scenach, chociaż jak na komedię to trochę za mało.

   Jeśli nie macie ochoty gimnastykować umysłu, to na zabicie czasu w nudny wieczór, film ten jest w sam raz.


   Plakat jest nieco mylący.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz